Tylko
nagła potrzeba jest w stanie mnie wyciągnąć do galerii handlowej, weekendowej
mekki mieszczuchów. Tym razem potrzeba miała na imię Ola. Moja najserdeczniejsza
przyjaciółka.
Zostawiłyśmy samochód na górnym parkingu i zjechałyśmy w
dół ruchomymi schodami.
- Tak marudziłaś, a tu popatrz, prawie pusto –
stwierdziła nieco zdziwiona Ola, rozglądając się po wyludnionych alejkach.
- Masz rację, nie jest źle. Kawa, czy od razu sklepy?
- Och, czarna, mocna z kardamonem i konicznie serniczek –
powiedziała ciągnąc mnie za rękaw w kierunku kafejki.
W kawiarni, której szklane ściany nie zapewniały
przytulności, pozwalając w zamian na obserwowanie kręcących się po galerii
ludzi, było niewielu klientów. Zamówiłyśmy po kawie i kawałek sernika z dwoma
widelczykami, przekonując jedna drugą, że taka odrobina słodyczy nie zaszkodzi.
- Patrzę rano w lustro i myślę, że nie jest źle –
powiedziała Ola, z łobuzerskimi ognikami w oczach. Pasowały do jej pogodnej natury,
ale tym razem tylko zwodziły. Wyczułam ledwie uchwytną szczyptę goryczy w jej
głosie.
- Nie może być, przecież nie dalej jak wczoraj wkurzałaś
się, że nie wchodzisz w te grafitowe spodnie – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Kupiłam większe i wyglądam w nich obłędnie –
powiedziała z nieco udawaną ironią, demonstracyjnie wkładając do ust kawałek
puszystego sernika – mmmm, ale pycha – delektowała się z rozanieleniem na
twarzy.
Ola była bardzo atrakcyjną kobietą. Twarz
o proporcjonalnych, miłych dla oka rysach, zawsze świeża, lekko brzoskwiniowa
cera i zielonkawe, inteligentne oczy, perfekcyjnie podkreślone dyskretnym
makijażem, przyciągały uwagę tak mężczyzn, jak i kobiet. Niezbyt wysoka, o
apetycznej figurze, poruszała się z wyjątkową gracją. W jej strojach widać było
fantazję i klasę. Emanowała poczuciem niezależności i spełnienia. Nie tylko
wygląd ale i poczucie humoru, roztaczane zawsze z wielką swobodą, przyciągały
do niej jak magnes. Ujmowała otwartością każdego rozmówcę. Czasem dość zadziorną,
niepostrzeżenie zmieniającą się w niekontrolowane kokietowanie.
- Mów, o co chodzi – powiedziałam rozsiadając się na
miękkiej sofie obok Oli.
Wpatrywałam się z oczekiwaniem na wyjaśnienie, co
naprawdę ją gnębi. Chciałam poznać prawdziwy powód dzisiejszego wyjścia z domu.
Młodziutka kelnerka, z przemiłym uśmiechem zaproponowała
jeszcze jeden sernik. Popatrzyłyśmy na siebie i ze śmiechem przyjęłyśmy
dokładkę.
- Tylko ty to widzisz. Jestem przecież wesoła i
wyluzowana, ale ty wiesz, że coś mnie gryzie – powiedziała niepewnie. Iskierki
w oczach trochę przygasły.
- Dwadzieścia lat szczerości do bólu w najbardziej
zwariowanych sytuacjach na coś się przydaje. Czyżby nadchodziła wiosna? –
zapytałam i po jej minie poznałam, że trafiłam w sedno.
Hasło „nadchodzi wiosna” było
zrozumiałym tylko dla nas komunikatem, że ma się ochotę na flirt, że pojawił
się ktoś intrygujący, a umysł i ciało potrzebują potwierdzenia kobiecej
atrakcyjności. Pragnienie wiosny samo w sobie nie było niczym złym i niebezpiecznym.
Jeśli nie wymykało się spod kontroli, oddziaływało pozytywnie na poczucie
wartości, poprawiało samopoczucie. Jeśli zaczynało się jednak wymykać, wtedy
wkraczała przyjaciółka i przywoływała do porządku. Taki miałyśmy układ. Nie raz
jedna drugiej przemawiała do rozumu.
- Zadzwonił dziś do mnie Artur i poczułam, że…, no, że
nie jestem jednak zimna – powiedziała szczerze zawstydzona.
- Pewnie, że nie jesteś. A kto to jest Artur? – zapytałam
zaciekawiona i czujna.
- Mechanik, który serwisuje mój samochód. Młody, przystojny,
inteligentny, empatyczny, wrażliwy… Bardzo prawdopodobne, że nie jest dupkiem. Ależ
mi się z nim rozmawiało, aż musiałam wyhamować – mówiła z ożywieniem i na
chwilę zniknął cień z jej oczu.
- Oto, co potrafi zdziałać miła rozmowa. Skąd więc
przygnębienie? Coś narozrabiałaś? – drążyłam.
- Jeszcze nie. Umówiłam się na kawę i chyba żałuję.–
Czekała na moją reakcję. Wiedziała, że jeśli uznam, że się zagalopowała,
potrafię ją sprowadzić na ziemię. Nie powiedziałam jednak nic.
- Ciekawe co powiedziałaby Wisłocka na mój problem –
teraz mówiła z nieukrywaną już goryczą.
- Kawa to jeszcze nie zdrada, a na twój problem jest
tylko jedna rada. Powinnaś z nim wreszcie zacząć rozmawiać. – Mówiłam trochę
ostrzejszym tonem, choć powodem tego była raczej obawa, niż irytacja.
- Musiałabym się przyznać, że przez dwadzieścia pięć lat
było mi źle. Ty byś to zrobiła swojemu mężowi?- odgryzła się.
- Nie czekałabym na to ćwierć wieku – powiedziałam
złośliwie i zaraz tego pożałowałam – przepraszam maleńka. Ty go znasz
najlepiej. Wiem, że go kochasz, że jest dobrym człowiekiem i na swój sposób
okazuje ci, że ty też jesteś dla niego najważniejsza. Ale jeśli nie zrobisz
czegoś z tymi sprawami, to kolejne dwadzieścia pięć lat będą do bani, albo
wreszcie urwiesz się z łańcucha i stracisz to swoje udane życie. – Tłumaczyłam
łagodnie, z troską.
- Tak, masz rację. Tyle, że nie potrafię z nim o tym
rozmawiać. Jak mam mu powiedzieć, że trzy minuty to dla mnie za krótko, żeby
dojść. Gdziekolwiek. Nigdy nie byliśmy w kwestiach łóżkowych otwarci tak jak ty
i Grzegorz. Gdybym kiedyś wiedziała, że to takie ważne…
- Coś wymyślimy. Chodź, szpilki i kiecki czekają –
powiedziałam, chcąc przegnać jej rozterki. Gestem pokazałam kelnerce, że skończyłyśmy.
Zapłaciłyśmy, podziękowałyśmy i zapewniłyśmy, że
serniczek był bardzo smaczny. Pożegnał nas miły dziewczęcy uśmiech i
zaproszenie na następną wizytę w kawiarni.
W
sklepach także nie było zbyt wielu ludzi, co tym bardziej dziwiło, zważywszy na
zapełniony parking. Pewnie o tej porze
wszyscy siedzieli na górze w strefie barów szybkiej obsługi, pizzerii i
restauracji.
Szłyśmy główną aleją, patrząc na witryny sklepowe,
komentując od czasu do czasu, co nam się podobało. Z głośników sączyła się
nienahalna muzyka, przerywana od czasu do czasu reklamami. Oświetlenie idealnie
podkreślało witryny butików, zachęcając do wejścia.
Minęłyśmy dwoje eleganckich i zadbanych ludzi w sile
wieku. Kobieta wyglądała na
sześćdziesiąt kilka lat, mężczyzna trochę młodziej. Wiedziałam jednak,
że jest starszy. Powiedział dzień dobry miłym głosem, patrząc mi prosto w oczy,
jakby porozumiewawczo. Odpowiedziałam uprzejmie, trochę spłoszona. Miałam
nadzieję, że ten jego wzrok nie wywołał u mnie rumieńców i że idąca obok niego
kobieta nic nie zauważyła.
- Co on się tak w ciebie wgapiał? Wypatrzyłam go już z
daleka i daję słowo, że pożerał cię oczami. – Ola zapytała i dopiero gdy na
mnie spojrzała, zrozumiała, że znał mnie nieco lepiej, niżby na to wskazywało zdawkowe „dzień dobry”.
- To wielki N, pamiętasz? – powiedziałam zmieszana, bo
Ola dokładnie znała historię wielkiego N, którą raczej nie należało się
chwalić.
- Nie mów! A to pewnie jego żona. Pamiętasz jak
zadzwoniłam do ciebie udając ją? – zapytała dobrze się bawiąc moim zmieszaniem.
Wykorzystała okazję, by się odgryźć za przytyki do tajemnic jej alkowy.
- Do dziś dziwię się, że nie padłam trupem jak odebrałam
ten telefon, ty dowcipna wredoto. Oczywiście czułam się winna. Nie pomyślałam
nawet, że nie mogła o nas wiedzieć. Swoją drogą on jest nadal przystojny –
powiedziałam trochę zmiękczona tym wspomnieniem.
- Dlaczego tobie zawsze trafiają się fajni faceci, a do
mnie lgną same zarozumiałe dupki? – mówiła nie ukrywając zazdrości. Taka
zazdrość jednak nie bolała.
- Limit dupków wyczerpałam już dawno. A może moje dupki
lepiej udają, a ja nie dochodzę do etapu konfrontacji? – zastanawiałam się
zupełnie poważnie.
- Może. Popatrz jaka super bielizna. I jest promocja.
Wejdziemy? – Ola urwała temat facetów, przeskakując natychmiast, w sposób
prawie niemożliwy w tryb zakupowy. Była w swoim żywiole. Pomyślałam, że właśnie
tego jej trzeba, zwłaszcza dobrej bielizny pobudzającej fantazję. Nie ma chyba
faceta, na którego nie zadziałałby pokaz damskich fatałaszków wykonany przez
ponętną kobietę, nawet gdy tą kobietą jest własna żona.
- Dobrze, to może być pierwszy krok do twojej idealnej
sypialni. Właź. – Popchnęłam ją lekko w kierunku salonu z bielizną, bo mimo
początkowego entuzjazmu, nie spieszyła się, żeby tam wejść.
Przy drzwiach niemal się zapierała, żebym jej tam nie
wepchnęła. Spojrzałam do środka i zrozumiałam co ją tak zastopowało. Za
kontuarem stał młody, dość przystojny mężczyzna. Facet jako sprzedawca w
salonie bielizny, był raczej czymś niecodziennym i peszącym.
- I co z tego – szepnęłam jej do ucha. – Zabawimy się tak
jak zwykle. Pamiętasz co robimy na parkiecie z niechcianymi adoratorami? Jeśli
ten podejdzie niefachowo, zrobimy z nim to samo. – Otworzyłam drzwi i
wepchnęłam ją do środka, wchodząc tuż za nią. Po zawstydzeniu nie było na jej
twarzy już nawet śladu. Obudziłam prawdziwego wampa.
- Dzień dobry panu – powiedziała Ola pewnym siebie,
zalotnym głosem. – Potrzebujemy pięknej bielizny, podkreślającej atuty i
ukrywającej mankamenty.
- Dzień dobry,
zapraszam. Jestem pewien, że u pań nie będzie czego ukrywać – powiedział
uprzejmie, z nutką flirtu w głosie, nie przekraczając granic dobrego smaku i
nie zniechęcając. Jak ona to robi? Wystarczy, że się odezwie i już wszyscy
faceci z nią flirtują.
Sprzedawca podszedł do ściany, na której na specjalnym
wieszaku wyeksponowano bieliznę. Ułożono ją kolorami, fasonami i fakturą
materiału. Biustonosze miękkie, usztywniane, z push-up, lub bez, balkonetki,
bardotki, koronkowe, muślinowe albo bawełniane, białe, czarne lub w innych
kolorach, wszystkie wisiały równiutkimi rzędami, ciesząc oczy nie tylko kobiecej
części klienteli. Tuż pod biustonoszami wisiały pasujące do nich stringi, figi,
spodenki, sloggi i inne damskie majtki, a dalej podwiązki, pasy do pończoch i
same pończochy.
- Proszę mi powiedzieć który fason i kolor by odpowiadał każdej
z pań. Potem dobierzemy rozmiary. – Sprzedawca spojrzał oceniając nasze figury,
lecz nie sprawiło to nieprzyjemnego wrażenia. Było po prostu profesjonalne.
Pomyślałam, że to trudna sztuka, którą opanował do perfekcji.
Miał na imię Maciej, jak głosiła plakietka przypięta do
jego koszuli. Mówił dość pewnie, lecz nie tłamsił klientek swą obecnością. Było
dla mnie zaskakujące, że jego płeć nie przeszkadzała w doradzaniu i pomocy przy
dobieraniu garderoby nakładanej przecież bezpośrednio na nagie ciało. Był
mężczyzną, o którym na pierwszy rzut oka nie powiedziałoby się, że jest wyjątkowo
atrakcyjny. Miał jednak w oczach i głosie coś przyciągającego, a doskonale
dobrane perfumy wabiły kobiety i dawały im poczucie luksusu, na który wszystkie
chcą sobie pozwolić. Każdy jego ruch, każe słowo i spojrzenie zapewniały, że jesteśmy
tu najważniejsze i trafiłyśmy w najlepsze ręce.
Moją uwagę zwróciły przede wszystkich właśnie jego
dłonie. Oczywiście pięknie wypielęgnowane, ale nie to było ich najważniejszym
atutem. Były miękkie, elastyczne i skądś wiedziałam, że są czułe tak, jak tylko
mogą być czułe dłonie mężczyzny. Z trudem oparłam się pokusie, żeby ich dotknąć,
a jeszcze chętniej zapleść w nie swoje i sprawdzić jak na siebie zareagują.
- Ten czerwony jest zbyt oczywisty, jak myślisz? –
zapytała mnie Ola przeglądając ekspozycję.
Jej oczy rozbłysły. Nie miałam pewności czy na myśl o jej
mężu, czy może zapach i niekwestionowany czar pana Macieja tak na nią
podziałał.
- Masz rację. Ty wiesz najlepiej, ale wydaje mi się, że do
twojego Adama pasuje ta butelkowa zieleń. Zobacz i jest pięknie wykończony. –
Powiedziałam poważnie, skupiona na jej potrzebach.
- Do Adama? A nie powinno to do mnie pasować?– zaśmiała
się, filuternie zerkając na pana Macieja – wyobrażasz sobie jak on by w tym
wyglądał ? – teraz już obie, ulegając własnej wyobraźni, śmiałyśmy się niemal
do łez.
- Do pani pasowałby ten, moim zdaniem oczywiście. – Pan
Maciej sięgnął nieco wyżej i zdjął z wieszaka intensywnie fioletowy komplet
składający się z krótkiego gorsecika i delikatnie wyciętych spodenek w tym
samym kolorze, wykonanych z takiej samej koronki.
- Cudo. Ma pan oko. Ale żeby się na darmo nie rozbierać
proszę jeszcze o coś na co dzień, czarnego, w kolorze skóry i w granacie. – Ola
już się całkowicie wyluzowała i płeć Macieja stała się zupełnie nieistotna.
Z zaskoczeniem stwierdziłam, że nie jest to nieistotne
dla mnie. Maciej miał coś intrygującego w sobie. Gdy nasze spojrzenia się
spotykały, miałam wrażenie, że nie były pozbawione zainteresowania
wykraczającego poza relacje sprzedawcy z klientką. Jakby się ze mną
przekomarzał. Byłam zadowolona, że to nie ja jestem tu osobą zdecydowaną na
zakupy i że całe zainteresowanie skierowane jest na Olę.
- Pani proponuję ten błękit. Będzie podkreślał
niespotykaną barwę oczu. – Maciej odezwał się cicho i spokojnie, ale patrzył mi
prosto w oczy z takim wyrazem, jakby odgadł moje myśli.
- Chyba nie chce mi się dziś nic przymierzać – próbowałam
się wykręcić.
- Mała, no coś ty? Pamiętasz coś mi gadała jak tu
wchodziłyśmy? Nie mam zamiaru sama się przebierać. Tak, tak, ten błękit jest
idealny dla ciebie. Pan ma bardzo dobre oko.
- Tysiące powtórzeń, szanowna pani – odpowiedział Maciej
dowcipnie.
Tym mnie rozbroił. Śmiałyśmy się głośno, przypominając
sobie pewnego znajomego z czasów studenckich, który w podrywach używał tego
powiedzonka.
- Dobrze. To skoro pan jest takim dobrym obserwatorem, to
może jeszcze nam pan rozmiary dobierze? – zapytałam przekornie.
- Oczywiście. U pani będzie 70 C – powiedział oglądając
Olę od stóp do głów, choć przecież już to zrobił, gdy tylko tu weszłyśmy – a u
pani 75 D jak sądzę – mówił bez żadnego skrępowania wpatrując się w mój biust.
W oczach tańczyły iskierki rozbawienia i delikatnej zaczepki.
- Niezły pan jest. W takim razie idziemy do przebieralni,
a pan będzie nam przynosił po kolei komplety do przymierzenia – powiedziałam
podejmując wyzwanie. Chciał zaczepki, to będzie ją miał. Taki był pewien siebie?
Zobaczymy, kto się będzie lepiej bawił.
Ola od razu wyczuła, że mam chęć z facetem poigrać i
momentalnie weszła w rolę, biorąc mnie za rękę i rozkołysanym krokiem wiodąc do
przebieralni.
- Proszę kochana. – Powiedziała, zabarwiając głos
odrobiną bezwstydności. Otworzyła wahadłowe drzwi do przebieralni i
zaakcentowała nasze wspólne wejście do niej.
Drzwi sięgały lekko ponad nasze głowy. Ponad nimi była
wolna przestrzeń. Ktoś wyższy mógł zajrzeć do przebieralni, albo zobaczyć co
się w niej dzieje w lustrze zajmującym całą ścianę naprzeciwko nich. Było to
dość obszerne pomieszczenie, w którym swobodnie mogło się zmieścić kilka osób.
Przy bocznej ścianie po prawej stronie stał niski szezlong, a nad nim wisiały
stylowe wieszaki na ubrania. Po lewej stronie stał mały, przylegający do ściany
stolik na żeliwnej nodze, wykutej na kształt drapieżnych pazurów. Na stoliku
stała butelka wody i dwie wysokie szklanki. Oświetlenie było dyskretnie
przyciemnione, lecz włącznik zapewniał płynne zwiększenie jego intensywności. Z
ukrytych głośników sączyła się spokojna muzyka. Całość sprawiała bardzo
ekskluzywne wrażenie, tak jak reszta salonu.
Zaczęłyśmy się powoli rozbierać,
paplając, podśmiewując się i fantazjując na temat happeningu, który mogłybyśmy
tu urządzić dla pana Macieja, żeby go wreszcie zawstydzić. Ola zdjęła sweterek
i stała w opinającej biust koszulce bez rękawów, spod której przebijała koronka
stanika. Zachęcała mnie, żebym zdjęła koszulę, mimo że pod nią był już tylko
cieniutki stanik. Poprzestałam na rozpięciu wszystkich guzików.
- Może już nam pan podać bieliznę do zmierzenia –
zawołała naturalnie, bez żadnego zażenowania.
Zanim jej słowa wybrzmiały, nad wahadłowymi drzwiami
ukazała się głowa Macieja, który ponad nimi podał nam wybrane koronkowe cuda. Musiał
stać tuż przy przebieralni. Pewnie wszystko słyszał, a może nawet widział.
To mnie podkręciło do jeszcze bardziej bezpruderyjnego
zachowania. Nie czekając, aż głowa Macieja zniknie, zaczęłam przeciągając każdą
chwilę, zdejmować koszulę, przelotnie spoglądając w lustro, w którym wciąż
widziałam jego oczy. Ola, nie speszona, takim samym powolnym ruchem, odpięła
guziki od spodni i ponętnie poruszając biodrami zaczęła je zsuwać. Spojrzała w
lustro, a potem nad drzwi, ale głowy Macieja już nie było. Wybuchłyśmy śmiechem
i przyklepałyśmy sobie piątkę, myśląc że wreszcie udało się go zawstydzić.
Stałam w spodniach i staniku. Zapatrzyłam się na
rozbierającą się Olę. Ona, nie zwracając uwagi na mój bezruch, szybko założyła
wybrane przez Macieja fioletowe spodenki, a potem gorsecik do kompletu. Nie
mogłam oderwać od niej oczu. Stała przed lustrem i wyginała ciało jak modelka
reklamująca bieliznę. W odpowiedzi, przeciągłymi ruchami, z mimiką i gestami
strptizerki, przebierałam się w przygotowany dla mnie komplet. Zachęcałam ją do
dalszych wygłupów, na co ona chętnie przystawała. Poruszała się w rytm cichutkich
dźwięków muzyki, strzelała rozognionym wzrokiem i na przemian mrużyła kusząco
oczy. Wypinała ponętnie swoje wdzięki i przeciągała się lubieżnie.
Chwyciłam jej ramiona i ustawiłam ją przed lustrem,
stojąc tuż za nią. Przysunęłam ją tak blisko siebie, że nasze ciała niemal
przylegały jedno do drugiego.
- Zobacz jaka jesteś piękna. Masz rację, fajna z ciebie
laska. – przybliżyłam usta do jej ucha i wyszeptałam, patrząc jednocześnie w
oczy odbijające się w lustrze.
Nastrój dotychczasowych wygłupów i
zabawy, do tej pory tylko lekko zabarwionej erotyką, nabrzmiał nią w ułamku
sekundy. Tak szybka zmiana umożliwiła tę spontanicznie wywołaną sytuację.
Gdybyśmy miały czas na myślenie, coś takiego nie mogłoby się zdarzyć, nawet
między nami, przyjaciółkami darzącymi się szczerym uczuciem. Żadna z nas nie
była lesbijką i nigdy nie miała innych skłonności, niż pociąg do mężczyzn.
Poczułam jednak podniecenie w sytuacji, w której ona grała główną rolę.
Może to sama myśl, że patrzy Maciej, a może po prostu plastycznie
piękny i niewątpliwie erotyczny obraz sprawiły ten zawrót głowy. Dwa kobiece,
prawie nagie ciała przytulone do siebie. Może w zapachu Macieja było zbyt dużo
feromonów. Tak czy inaczej, byłam podniecona i nie byłam pewna, czy nie
przekraczamy dopuszczalnych granic. Nie zamierzałam się jednak cofnąć. Gnałam
do przodu.
Cały czas patrzyłam w jej oczy odbijające się w lustrze. Dostrzegłam
w nich taką samą zmianę nastroju. Jestem pewna, że podobnie jak ja, nie do
końca wiedziała co się z nami dzieje. Zauważyłam malujące się na jej twarzy
zawstydzenie i niedowierzanie, ale nie widziałam chęci ucieczki. Tak jakby intuicyjnie
zawierzyła naszej bliskości. Żeby nie umknąć musiała zaufać sobie i mi tak
bardzo, jak ja zaufałam sobie i jej.
Przymknęła oczy i oparła głowę na moim ramieniu. Zaczęła
się delikatnie ruszać w rytm sączącej się cichutko muzyki. Poczułam ten rytm i
ruszałam się wraz z nią, wciąż patrząc w lustro. Chwyciłam jej dłonie,
podniosłam je do moich ust i ucałowałam koniuszki drżących palców. Zaczęłam wodzić
jej dłońmi, jakby swoimi, za wypowiadanymi szeptem słowami.
- Mocne, sprężyste uda, nie potrzebują nawet pończoch –
szeptałam jej do ucha i prowadziłam powolutku jej palce po jej udach.
Początkowo dłonie Oli stawiały ledwie wyczuwalny opór,
nienauczone pieszczoty własnej skóry. Po chwili przestały się opierać i
bardziej świadomie dotykały, poznając rozgrzane ciało. Jej przymknięte oczy na
moment pozwoliły sobie na szybkie zerkniecie w lustro. Pozostały zmrużone tylko
przez chwilkę, a potem uciekły, choć już nieco mniej zawstydzone.
- Usta pełne i soczyste, czarujące ciepłym oddechem –
szeptałam, jednocześnie podnosząc jej dłonie do jej rozchylonych ust.
- Szyja, pachnące tobą włosy, ramiona o idealnej linii i
to słodkie wgłębienie między obojczykami. Czujesz jak gładką i delikatną masz
skórę? – wodziłam i szeptałam. Spojrzałam w lustro. Odbijające się w nim rozochocone
oczy dodały chwili pikanterii. To nie były oczy Oli. Ona wciąż wspierała głowę
na moim ramieniu. Maciej stał i wpatrywał się jak zauroczony.
- Piersi, sterczące i jędrne. Zapraszają, żeby je
zagarnąć i pieścić. – Całymi jej dłońmi, z palcami przeplecionymi moimi,
ugniatałam ponętny biust. Wyczuwałam podniecenie przez cieniutką koronkę
stanika. Przyspieszony oddech galopował jeszcze bardziej, a z jej ust wyrywały
się cichutkie westchnienia. Maciej Patrzył jeszcze przez chwilę, a potem
zniknął.
- Napięty brzuch, cudownie zarysowana talia. – Mówiłam, a
razem z moim głosem, z wyraźną przyjemnością mówiły jej dłonie. – Wyobraź
sobie, że opuszki twoich palców to usta, albo koniuszek ciepłego i wilgotnego
języka. Zachłanne, pragnące. Muskają skraj koronki i powolutku zmierzają nieco
niżej, jeszcze niżej i jeszcze troszkę.- Jej palce podążały w wytyczonym przeze
mnie kierunku już zupełnie bez oporu. Przyspieszony oddech urywał się na krótkie
chwile, tłumiąc westchnienia. Moje serce też pracowało coraz szybciej. Nasze
ciała tam, gdzie się stykały, były całkiem mokre. Zerkałam co chwilę w lustro, jak ktoś, kto przemyka
ukradkiem i korzysta z kradzionej chwili bez świadków. Jednocześnie jednak pragnęłam
wyzwania, czekałam na pożądliwe spojrzenie Macieja.
W chwili, gdy jego twarz pojawiła się nad drzwiami, Ola
zagryzła wargi, wyprężyła ciało, opierając mocniej głowę na moim ramieniu i nie
zdołała zatrzymać nieco głośniejszego, krótkiego jęku. Twarz zniknęła z lustra
tak szybko, że nie byłam pewna, czy przed chwilą tam była, czy to tylko moja
fantazja. Może to było dla niego jednak zbyt intymne, może ktoś wszedł do
salonu, a może wcale go tam nie było.
- Ciiichutko, tak, to było piękne – szeptałam i lekko
kołysałam wpatrującą się we mnie przyjaciółkę, oplatając ramionami, jakbym
chciała ukryć przed światem zbyt gwałtownie wkraczającym w rzeczywistość.
Trwałyśmy tak dłuższą chwilę i
patrzyłyśmy sobie w oczy. Szukałyśmy wspólnego podejścia do tego, co się
zdarzyło. Przyzwolenia, akceptacji i wyjątkowej bliskości dusz. Odganiałyśmy
zażenowanie, szkodliwe wątpliwości i niedomówienia. Wkraczałyśmy na wyższy
poziom przyjaźni. Przypieczętowałyśmy sekret. Nikt nas nie widział, być może
prócz Macieja. Ale któż by mu uwierzył i jaką snułby opowieść.
- To był niezły początek. Teraz biegusiem do domu. Dziś w
sypialni nie gaś światła, zostaw półmrok. Gdy Adam będzie już w łóżku, zaprezentuj
mu nową bieliznę. Proszę Cię, nie daj mu się od razu zerżnąć. Przymknij oczy i
rób to, co przed chwilą. Podejdź do niego dopiero, gdy będziesz gotowa.-
Mówiłam aż nazbyt rzeczowo, ale ona i tak czuła drżenie w mojej udawanej
pewności.
Ubrałyśmy się, uśmiechając się tajemniczo do siebie i nic
już nie mówiłyśmy. Na rozmowy przyjdzie czas. Nie dziś.
Wyszłyśmy z przebieralni. Maciej obsługiwał jakąś klientkę.
Nie przeszkodziło mu to jednak posłać mi przeciągłe spojrzenie.
- Doskonale pan nam pomógł. Obydwa komplety pasują
idealnie. Proszę zapakować. Powiedziałam
to pospiesznie, korzystając z okazji, że odwrócił się do nas, kiedy klientka
oglądała bieliznę na wieszaku.
- Bardzo proszę. Już pakuję.
Sprawnie i nadzwyczaj starannie zapakował nasze zakupy.
Przyjął płatności od każdej z nas w dość krępującej ciszy. Może także nie
ochłonął z szoku. Cała nasza trójka zachowywała się tak, jakby łączyła nas
jakaś wstydliwa tajemnica i jakbyśmy nie dowierzali, że to się wydarzyło
naprawdę.
Wzięłyśmy swoje pakunki. Pożegnałyśmy się, dziękując za
przemiłą i profesjonalną obsługę.
Ola, powiedziawszy pospieszne „dziękuję, do widzenia”,
wypadła z salonu speszona i pewnie wciąż podniecona sytuacją, obmyślała powrót
do domu. Byłam w drzwiach, gdy Maciej zawołał, przypominając sobie o czymś.
Podszedł pospiesznie.
- Zostawiłem w pani torbie wizytówkę, gdyby potrzebowała
pani mojej pomocy, gdyby potrzebny był … serwis. Nie dosłyszałem pani imienia,
pani … - zawiesił głos. Mówiąc to, stał tuż przy mnie i roztaczał ten niepokojący
zapach.
- Nie mógł pan, bo go nie podałam. Za wizytówkę dziękuję.
Do widzenia – powiedziałam twardo. Musiałam narzucić sobie oschłość, by wrócić
do normalności i nie zabrnąć w niepotrzebny układ. Kusiło jednak. Kusiło.
- Do widzenia. Zapraszam ponownie.- Powiedział z
naturalnym uśmiechem, niezrażony wykreowanym przeze mnie dystansem. Widziałam
zachętę i oczekiwanie w całej jego postawie. Ulegając temu, spontanicznie
odpowiedziałam:
- Marta.
Nie czekając na reakcję wybiegłam za Olą i obiecałam
sobie, że jak tylko dojdziemy do samochodu, wyrzucę tę bombę z torby, podrę na
kawałki, żeby nie ulec pokusie. Taka wizytówka może być bardzo niebezpieczna.
Przeszłyśmy przez galerię i wjechałyśmy na parking pogrążone
we własnych myślach. Nie komentowałyśmy niczego. Wreszcie w samochodzie
popatrzyłyśmy na siebie bez żadnych wyrzutów, ciepło i serdecznie.
- Wiesz, że cię kocham ?
- Wiesz, że ja ciebie też?
Z radością na twarzach i podnieceniem w sercach
pojechałyśmy do domu.
Każda na spotkanie swojego ukochanego.