sobota, 18 lutego 2017

Lustro


         Tylko nagła potrzeba jest w stanie mnie wyciągnąć do galerii handlowej, weekendowej mekki mieszczuchów. Tym razem potrzeba miała na imię Ola. Moja najserdeczniejsza przyjaciółka.
Zostawiłyśmy samochód na górnym parkingu i zjechałyśmy w dół ruchomymi schodami.
- Tak marudziłaś, a tu popatrz, prawie pusto – stwierdziła nieco zdziwiona Ola, rozglądając się po wyludnionych alejkach.
- Masz rację, nie jest źle. Kawa, czy od razu sklepy?
- Och, czarna, mocna z kardamonem i konicznie serniczek – powiedziała ciągnąc mnie za rękaw w kierunku kafejki.
W kawiarni, której szklane ściany nie zapewniały przytulności, pozwalając w zamian na obserwowanie kręcących się po galerii ludzi, było niewielu klientów. Zamówiłyśmy po kawie i kawałek sernika z dwoma widelczykami, przekonując jedna drugą, że taka odrobina słodyczy nie zaszkodzi.
- Patrzę rano w lustro i myślę, że nie jest źle – powiedziała Ola, z łobuzerskimi ognikami w oczach. Pasowały do jej pogodnej natury, ale tym razem tylko zwodziły. Wyczułam ledwie uchwytną szczyptę goryczy w jej głosie.
- Nie może być, przecież nie dalej jak wczoraj wkurzałaś się, że nie wchodzisz w te grafitowe spodnie – odpowiedziałam z uśmiechem.
- Kupiłam większe i wyglądam w nich obłędnie – powiedziała z nieco udawaną ironią, demonstracyjnie wkładając do ust kawałek puszystego sernika – mmmm, ale pycha – delektowała się z rozanieleniem na twarzy.
Ola była bardzo atrakcyjną kobietą. Twarz o proporcjonalnych, miłych dla oka rysach, zawsze świeża, lekko brzoskwiniowa cera i zielonkawe, inteligentne oczy, perfekcyjnie podkreślone dyskretnym makijażem, przyciągały uwagę tak mężczyzn, jak i kobiet. Niezbyt wysoka, o apetycznej figurze, poruszała się z wyjątkową gracją. W jej strojach widać było fantazję i klasę. Emanowała poczuciem niezależności i spełnienia. Nie tylko wygląd ale i poczucie humoru, roztaczane zawsze z wielką swobodą, przyciągały do niej jak magnes. Ujmowała otwartością każdego rozmówcę. Czasem dość zadziorną, niepostrzeżenie zmieniającą się w niekontrolowane kokietowanie.
- Mów, o co chodzi – powiedziałam rozsiadając się na miękkiej sofie obok Oli.
Wpatrywałam się z oczekiwaniem na wyjaśnienie, co naprawdę ją gnębi. Chciałam poznać prawdziwy powód dzisiejszego wyjścia z domu.
Młodziutka kelnerka, z przemiłym uśmiechem zaproponowała jeszcze jeden sernik. Popatrzyłyśmy na siebie i ze śmiechem przyjęłyśmy dokładkę.
- Tylko ty to widzisz. Jestem przecież wesoła i wyluzowana, ale ty wiesz, że coś mnie gryzie – powiedziała niepewnie. Iskierki w oczach trochę przygasły.
- Dwadzieścia lat szczerości do bólu w najbardziej zwariowanych sytuacjach na coś się przydaje. Czyżby nadchodziła wiosna? – zapytałam i po jej minie poznałam, że trafiłam w sedno.
Hasło „nadchodzi wiosna” było zrozumiałym tylko dla nas komunikatem, że ma się ochotę na flirt, że pojawił się ktoś intrygujący, a umysł i ciało potrzebują potwierdzenia kobiecej atrakcyjności. Pragnienie wiosny samo w sobie nie było niczym złym i niebezpiecznym. Jeśli nie wymykało się spod kontroli, oddziaływało pozytywnie na poczucie wartości, poprawiało samopoczucie. Jeśli zaczynało się jednak wymykać, wtedy wkraczała przyjaciółka i przywoływała do porządku. Taki miałyśmy układ. Nie raz jedna drugiej przemawiała do rozumu.
- Zadzwonił dziś do mnie Artur i poczułam, że…, no, że nie jestem jednak zimna – powiedziała szczerze zawstydzona.
- Pewnie, że nie jesteś. A kto to jest Artur? – zapytałam zaciekawiona i czujna.
- Mechanik, który serwisuje mój samochód. Młody, przystojny, inteligentny, empatyczny, wrażliwy… Bardzo prawdopodobne, że nie jest dupkiem. Ależ mi się z nim rozmawiało, aż musiałam wyhamować – mówiła z ożywieniem i na chwilę zniknął cień z jej oczu.
- Oto, co potrafi zdziałać miła rozmowa. Skąd więc przygnębienie? Coś narozrabiałaś? – drążyłam.
- Jeszcze nie. Umówiłam się na kawę i chyba żałuję.– Czekała na moją reakcję. Wiedziała, że jeśli uznam, że się zagalopowała, potrafię ją sprowadzić na ziemię. Nie powiedziałam jednak nic.
- Ciekawe co powiedziałaby Wisłocka na mój problem – teraz mówiła z nieukrywaną już goryczą.
- Kawa to jeszcze nie zdrada, a na twój problem jest tylko jedna rada. Powinnaś z nim wreszcie zacząć rozmawiać. – Mówiłam trochę ostrzejszym tonem, choć powodem tego była raczej obawa, niż irytacja.
- Musiałabym się przyznać, że przez dwadzieścia pięć lat było mi źle. Ty byś to zrobiła swojemu mężowi?- odgryzła się.
- Nie czekałabym na to ćwierć wieku – powiedziałam złośliwie i zaraz tego pożałowałam – przepraszam maleńka. Ty go znasz najlepiej. Wiem, że go kochasz, że jest dobrym człowiekiem i na swój sposób okazuje ci, że ty też jesteś dla niego najważniejsza. Ale jeśli nie zrobisz czegoś z tymi sprawami, to kolejne dwadzieścia pięć lat będą do bani, albo wreszcie urwiesz się z łańcucha i stracisz to swoje udane życie. – Tłumaczyłam łagodnie, z troską.
- Tak, masz rację. Tyle, że nie potrafię z nim o tym rozmawiać. Jak mam mu powiedzieć, że trzy minuty to dla mnie za krótko, żeby dojść. Gdziekolwiek. Nigdy nie byliśmy w kwestiach łóżkowych otwarci tak jak ty i Grzegorz. Gdybym kiedyś wiedziała, że to takie ważne…
- Coś wymyślimy. Chodź, szpilki i kiecki czekają – powiedziałam, chcąc przegnać jej rozterki. Gestem pokazałam kelnerce, że skończyłyśmy.
Zapłaciłyśmy, podziękowałyśmy i zapewniłyśmy, że serniczek był bardzo smaczny. Pożegnał nas miły dziewczęcy uśmiech i zaproszenie na następną wizytę w kawiarni.
       W sklepach także nie było zbyt wielu ludzi, co tym bardziej dziwiło, zważywszy na  zapełniony parking. Pewnie o tej porze wszyscy siedzieli na górze w strefie barów szybkiej obsługi, pizzerii i restauracji.
Szłyśmy główną aleją, patrząc na witryny sklepowe, komentując od czasu do czasu, co nam się podobało. Z głośników sączyła się nienahalna muzyka, przerywana od czasu do czasu reklamami. Oświetlenie idealnie podkreślało witryny butików, zachęcając do wejścia.
Minęłyśmy dwoje eleganckich i zadbanych ludzi w sile wieku. Kobieta wyglądała na  sześćdziesiąt kilka lat, mężczyzna trochę młodziej. Wiedziałam jednak, że jest starszy. Powiedział dzień dobry miłym głosem, patrząc mi prosto w oczy, jakby porozumiewawczo. Odpowiedziałam uprzejmie, trochę spłoszona. Miałam nadzieję, że ten jego wzrok nie wywołał u mnie rumieńców i że idąca obok niego kobieta nic nie zauważyła.
- Co on się tak w ciebie wgapiał? Wypatrzyłam go już z daleka i daję słowo, że pożerał cię oczami. – Ola zapytała i dopiero gdy na mnie spojrzała, zrozumiała, że znał mnie nieco lepiej, niżby na  to wskazywało zdawkowe „dzień dobry”.
- To wielki N, pamiętasz? – powiedziałam zmieszana, bo Ola dokładnie znała historię wielkiego N, którą raczej nie należało się chwalić.
- Nie mów! A to pewnie jego żona. Pamiętasz jak zadzwoniłam do ciebie udając ją? – zapytała dobrze się bawiąc moim zmieszaniem. Wykorzystała okazję, by się odgryźć za przytyki do tajemnic jej alkowy.
- Do dziś dziwię się, że nie padłam trupem jak odebrałam ten telefon, ty dowcipna wredoto. Oczywiście czułam się winna. Nie pomyślałam nawet, że nie mogła o nas wiedzieć. Swoją drogą on jest nadal przystojny – powiedziałam trochę zmiękczona tym wspomnieniem.
- Dlaczego tobie zawsze trafiają się fajni faceci, a do mnie lgną same zarozumiałe dupki? – mówiła nie ukrywając zazdrości. Taka zazdrość jednak nie bolała.
- Limit dupków wyczerpałam już dawno. A może moje dupki lepiej udają, a ja nie dochodzę do etapu konfrontacji? – zastanawiałam się zupełnie poważnie.
- Może. Popatrz jaka super bielizna. I jest promocja. Wejdziemy? – Ola urwała temat facetów, przeskakując natychmiast, w sposób prawie niemożliwy w tryb zakupowy. Była w swoim żywiole. Pomyślałam, że właśnie tego jej trzeba, zwłaszcza dobrej bielizny pobudzającej fantazję. Nie ma chyba faceta, na którego nie zadziałałby pokaz damskich fatałaszków wykonany przez ponętną kobietę, nawet gdy tą kobietą jest własna żona.
- Dobrze, to może być pierwszy krok do twojej idealnej sypialni. Właź. – Popchnęłam ją lekko w kierunku salonu z bielizną, bo mimo początkowego entuzjazmu, nie spieszyła się, żeby tam wejść.
        Przy drzwiach niemal się zapierała, żebym jej tam nie wepchnęła. Spojrzałam do środka i zrozumiałam co ją tak zastopowało. Za kontuarem stał młody, dość przystojny mężczyzna. Facet jako sprzedawca w salonie bielizny, był raczej czymś niecodziennym i peszącym.
- I co z tego – szepnęłam jej do ucha. – Zabawimy się tak jak zwykle. Pamiętasz co robimy na parkiecie z niechcianymi adoratorami? Jeśli ten podejdzie niefachowo, zrobimy z nim to samo. – Otworzyłam drzwi i wepchnęłam ją do środka, wchodząc tuż za nią. Po zawstydzeniu nie było na jej twarzy już nawet śladu. Obudziłam prawdziwego wampa.
- Dzień dobry panu – powiedziała Ola pewnym siebie, zalotnym głosem. – Potrzebujemy pięknej bielizny, podkreślającej atuty i ukrywającej mankamenty.
-  Dzień dobry, zapraszam. Jestem pewien, że u pań nie będzie czego ukrywać – powiedział uprzejmie, z nutką flirtu w głosie, nie przekraczając granic dobrego smaku i nie zniechęcając. Jak ona to robi? Wystarczy, że się odezwie i już wszyscy faceci z nią flirtują.
Sprzedawca podszedł do ściany, na której na specjalnym wieszaku wyeksponowano bieliznę. Ułożono ją kolorami, fasonami i fakturą materiału. Biustonosze miękkie, usztywniane, z push-up, lub bez, balkonetki, bardotki, koronkowe, muślinowe albo bawełniane, białe, czarne lub w innych kolorach, wszystkie wisiały równiutkimi rzędami, ciesząc oczy nie tylko kobiecej części klienteli. Tuż pod biustonoszami wisiały pasujące do nich stringi, figi, spodenki, sloggi i inne damskie majtki, a dalej podwiązki, pasy do pończoch i same pończochy.
- Proszę mi powiedzieć który fason i kolor by odpowiadał każdej z pań. Potem dobierzemy rozmiary. – Sprzedawca spojrzał oceniając nasze figury, lecz nie sprawiło to nieprzyjemnego wrażenia. Było po prostu profesjonalne. Pomyślałam, że to trudna sztuka, którą opanował do perfekcji.
Miał na imię Maciej, jak głosiła plakietka przypięta do jego koszuli. Mówił dość pewnie, lecz nie tłamsił klientek swą obecnością. Było dla mnie zaskakujące, że jego płeć nie przeszkadzała w doradzaniu i pomocy przy dobieraniu garderoby nakładanej przecież bezpośrednio na nagie ciało. Był mężczyzną, o którym na pierwszy rzut oka nie powiedziałoby się, że jest wyjątkowo atrakcyjny. Miał jednak w oczach i głosie coś przyciągającego, a doskonale dobrane perfumy wabiły kobiety i dawały im poczucie luksusu, na który wszystkie chcą sobie pozwolić. Każdy jego ruch, każe słowo i spojrzenie zapewniały, że jesteśmy tu najważniejsze i trafiłyśmy w najlepsze ręce.
Moją uwagę zwróciły przede wszystkich właśnie jego dłonie. Oczywiście pięknie wypielęgnowane, ale nie to było ich najważniejszym atutem. Były miękkie, elastyczne i skądś wiedziałam, że są czułe tak, jak tylko mogą być czułe dłonie mężczyzny. Z trudem oparłam się pokusie, żeby ich dotknąć, a jeszcze chętniej zapleść w nie swoje i sprawdzić jak na siebie zareagują.
- Ten czerwony jest zbyt oczywisty, jak myślisz? – zapytała mnie Ola przeglądając ekspozycję.
Jej oczy rozbłysły. Nie miałam pewności czy na myśl o jej mężu, czy może zapach i niekwestionowany czar pana Macieja tak na nią podziałał.
- Masz rację. Ty wiesz najlepiej, ale wydaje mi się, że do twojego Adama pasuje ta butelkowa zieleń. Zobacz i jest pięknie wykończony. – Powiedziałam poważnie, skupiona na jej potrzebach.
- Do Adama? A nie powinno to do mnie pasować?– zaśmiała się, filuternie zerkając na pana Macieja – wyobrażasz sobie jak on by w tym wyglądał ? – teraz już obie, ulegając własnej wyobraźni, śmiałyśmy się niemal do łez.
- Do pani pasowałby ten, moim zdaniem oczywiście. – Pan Maciej sięgnął nieco wyżej i zdjął z wieszaka intensywnie fioletowy komplet składający się z krótkiego gorsecika i delikatnie wyciętych spodenek w tym samym kolorze, wykonanych z takiej samej koronki.
- Cudo. Ma pan oko. Ale żeby się na darmo nie rozbierać proszę jeszcze o coś na co dzień, czarnego, w kolorze skóry i w granacie. – Ola już się całkowicie wyluzowała i płeć Macieja stała się zupełnie nieistotna.
Z zaskoczeniem stwierdziłam, że nie jest to nieistotne dla mnie. Maciej miał coś intrygującego w sobie. Gdy nasze spojrzenia się spotykały, miałam wrażenie, że nie były pozbawione zainteresowania wykraczającego poza relacje sprzedawcy z klientką. Jakby się ze mną przekomarzał. Byłam zadowolona, że to nie ja jestem tu osobą zdecydowaną na zakupy i że całe zainteresowanie skierowane jest na Olę.
- Pani proponuję ten błękit. Będzie podkreślał niespotykaną barwę oczu. – Maciej odezwał się cicho i spokojnie, ale patrzył mi prosto w oczy z takim wyrazem, jakby odgadł moje myśli.
- Chyba nie chce mi się dziś nic przymierzać – próbowałam się wykręcić.
- Mała, no coś ty? Pamiętasz coś mi gadała jak tu wchodziłyśmy? Nie mam zamiaru sama się przebierać. Tak, tak, ten błękit jest idealny dla ciebie. Pan ma bardzo dobre oko.
- Tysiące powtórzeń, szanowna pani – odpowiedział Maciej dowcipnie.
Tym mnie rozbroił. Śmiałyśmy się głośno, przypominając sobie pewnego znajomego z czasów studenckich, który w podrywach używał tego powiedzonka.
- Dobrze. To skoro pan jest takim dobrym obserwatorem, to może jeszcze nam pan rozmiary dobierze? – zapytałam przekornie.
- Oczywiście. U pani będzie 70 C – powiedział oglądając Olę od stóp do głów, choć przecież już to zrobił, gdy tylko tu weszłyśmy – a u pani 75 D jak sądzę – mówił bez żadnego skrępowania wpatrując się w mój biust. W oczach tańczyły iskierki rozbawienia i delikatnej zaczepki.
- Niezły pan jest. W takim razie idziemy do przebieralni, a pan będzie nam przynosił po kolei komplety do przymierzenia – powiedziałam podejmując wyzwanie. Chciał zaczepki, to będzie ją miał. Taki był pewien siebie? Zobaczymy, kto się będzie lepiej bawił. 
Ola od razu wyczuła, że mam chęć z facetem poigrać i momentalnie weszła w rolę, biorąc mnie za rękę i rozkołysanym krokiem wiodąc do przebieralni.
- Proszę kochana. – Powiedziała, zabarwiając głos odrobiną bezwstydności. Otworzyła wahadłowe drzwi do przebieralni i zaakcentowała nasze wspólne wejście do niej.
Drzwi sięgały lekko ponad nasze głowy. Ponad nimi była wolna przestrzeń. Ktoś wyższy mógł zajrzeć do przebieralni, albo zobaczyć co się w niej dzieje w lustrze zajmującym całą ścianę naprzeciwko nich. Było to dość obszerne pomieszczenie, w którym swobodnie mogło się zmieścić kilka osób. Przy bocznej ścianie po prawej stronie stał niski szezlong, a nad nim wisiały stylowe wieszaki na ubrania. Po lewej stronie stał mały, przylegający do ściany stolik na żeliwnej nodze, wykutej na kształt drapieżnych pazurów. Na stoliku stała butelka wody i dwie wysokie szklanki. Oświetlenie było dyskretnie przyciemnione, lecz włącznik zapewniał płynne zwiększenie jego intensywności. Z ukrytych głośników sączyła się spokojna muzyka. Całość sprawiała bardzo ekskluzywne wrażenie, tak jak reszta salonu.
Zaczęłyśmy się powoli rozbierać, paplając, podśmiewując się i fantazjując na temat happeningu, który mogłybyśmy tu urządzić dla pana Macieja, żeby go wreszcie zawstydzić. Ola zdjęła sweterek i stała w opinającej biust koszulce bez rękawów, spod której przebijała koronka stanika. Zachęcała mnie, żebym zdjęła koszulę, mimo że pod nią był już tylko cieniutki stanik. Poprzestałam na rozpięciu wszystkich guzików.
- Może już nam pan podać bieliznę do zmierzenia – zawołała naturalnie, bez żadnego zażenowania.
Zanim jej słowa wybrzmiały, nad wahadłowymi drzwiami ukazała się głowa Macieja, który ponad nimi podał nam wybrane koronkowe cuda. Musiał stać tuż przy przebieralni. Pewnie wszystko słyszał, a może nawet widział.
To mnie podkręciło do jeszcze bardziej bezpruderyjnego zachowania. Nie czekając, aż głowa Macieja zniknie, zaczęłam przeciągając każdą chwilę, zdejmować koszulę, przelotnie spoglądając w lustro, w którym wciąż widziałam jego oczy. Ola, nie speszona, takim samym powolnym ruchem, odpięła guziki od spodni i ponętnie poruszając biodrami zaczęła je zsuwać. Spojrzała w lustro, a potem nad drzwi, ale głowy Macieja już nie było. Wybuchłyśmy śmiechem i przyklepałyśmy sobie piątkę, myśląc że wreszcie udało się go zawstydzić.
Stałam w spodniach i staniku. Zapatrzyłam się na rozbierającą się Olę. Ona, nie zwracając uwagi na mój bezruch, szybko założyła wybrane przez Macieja fioletowe spodenki, a potem gorsecik do kompletu. Nie mogłam oderwać od niej oczu. Stała przed lustrem i wyginała ciało jak modelka reklamująca bieliznę. W odpowiedzi, przeciągłymi ruchami, z mimiką i gestami strptizerki, przebierałam się w przygotowany dla mnie komplet. Zachęcałam ją do dalszych wygłupów, na co ona chętnie przystawała. Poruszała się w rytm cichutkich dźwięków muzyki, strzelała rozognionym wzrokiem i na przemian mrużyła kusząco oczy. Wypinała ponętnie swoje wdzięki i przeciągała się lubieżnie.
Chwyciłam jej ramiona i ustawiłam ją przed lustrem, stojąc tuż za nią. Przysunęłam ją tak blisko siebie, że nasze ciała niemal przylegały jedno do drugiego.
- Zobacz jaka jesteś piękna. Masz rację, fajna z ciebie laska. – przybliżyłam usta do jej ucha i wyszeptałam, patrząc jednocześnie w oczy odbijające się w lustrze.
Nastrój dotychczasowych wygłupów i zabawy, do tej pory tylko lekko zabarwionej erotyką, nabrzmiał nią w ułamku sekundy. Tak szybka zmiana umożliwiła tę spontanicznie wywołaną sytuację. Gdybyśmy miały czas na myślenie, coś takiego nie mogłoby się zdarzyć, nawet między nami, przyjaciółkami darzącymi się szczerym uczuciem. Żadna z nas nie była lesbijką i nigdy nie miała innych skłonności, niż pociąg do mężczyzn. Poczułam jednak podniecenie w sytuacji, w której ona grała główną rolę.
Może to sama myśl, że patrzy Maciej, a może po prostu plastycznie piękny i niewątpliwie erotyczny obraz sprawiły ten zawrót głowy. Dwa kobiece, prawie nagie ciała przytulone do siebie. Może w zapachu Macieja było zbyt dużo feromonów. Tak czy inaczej, byłam podniecona i nie byłam pewna, czy nie przekraczamy dopuszczalnych granic. Nie zamierzałam się jednak cofnąć. Gnałam do przodu.
Cały czas patrzyłam w jej oczy odbijające się w lustrze. Dostrzegłam w nich taką samą zmianę nastroju. Jestem pewna, że podobnie jak ja, nie do końca wiedziała co się z nami dzieje. Zauważyłam malujące się na jej twarzy zawstydzenie i niedowierzanie, ale nie widziałam chęci ucieczki. Tak jakby intuicyjnie zawierzyła naszej bliskości. Żeby nie umknąć musiała zaufać sobie i mi tak bardzo, jak ja zaufałam sobie i jej.
Przymknęła oczy i oparła głowę na moim ramieniu. Zaczęła się delikatnie ruszać w rytm sączącej się cichutko muzyki. Poczułam ten rytm i ruszałam się wraz z nią, wciąż patrząc w lustro. Chwyciłam jej dłonie, podniosłam je do moich ust i ucałowałam koniuszki drżących palców. Zaczęłam wodzić jej dłońmi, jakby swoimi, za wypowiadanymi szeptem słowami.
- Mocne, sprężyste uda, nie potrzebują nawet pończoch – szeptałam jej do ucha i prowadziłam powolutku jej palce po jej udach.
Początkowo dłonie Oli stawiały ledwie wyczuwalny opór, nienauczone pieszczoty własnej skóry. Po chwili przestały się opierać i bardziej świadomie dotykały, poznając rozgrzane ciało. Jej przymknięte oczy na moment pozwoliły sobie na szybkie zerkniecie w lustro. Pozostały zmrużone tylko przez chwilkę, a potem uciekły, choć już nieco mniej zawstydzone.
- Usta pełne i soczyste, czarujące ciepłym oddechem – szeptałam, jednocześnie podnosząc jej dłonie do jej rozchylonych ust.
- Szyja, pachnące tobą włosy, ramiona o idealnej linii i to słodkie wgłębienie między obojczykami. Czujesz jak gładką i delikatną masz skórę? – wodziłam i szeptałam. Spojrzałam w lustro. Odbijające się w nim rozochocone oczy dodały chwili pikanterii. To nie były oczy Oli. Ona wciąż wspierała głowę na moim ramieniu. Maciej stał i wpatrywał się jak zauroczony.
- Piersi, sterczące i jędrne. Zapraszają, żeby je zagarnąć i pieścić. – Całymi jej dłońmi, z palcami przeplecionymi moimi, ugniatałam ponętny biust. Wyczuwałam podniecenie przez cieniutką koronkę stanika. Przyspieszony oddech galopował jeszcze bardziej, a z jej ust wyrywały się cichutkie westchnienia. Maciej Patrzył jeszcze przez chwilę, a potem zniknął.
- Napięty brzuch, cudownie zarysowana talia. – Mówiłam, a razem z moim głosem, z wyraźną przyjemnością mówiły jej dłonie. – Wyobraź sobie, że opuszki twoich palców to usta, albo koniuszek ciepłego i wilgotnego języka. Zachłanne, pragnące. Muskają skraj koronki i powolutku zmierzają nieco niżej, jeszcze niżej i jeszcze troszkę.- Jej palce podążały w wytyczonym przeze mnie kierunku już zupełnie bez oporu. Przyspieszony oddech urywał się na krótkie chwile, tłumiąc westchnienia. Moje serce też pracowało coraz szybciej. Nasze ciała tam, gdzie się stykały, były całkiem mokre.  Zerkałam co chwilę w lustro, jak ktoś, kto przemyka ukradkiem i korzysta z kradzionej chwili bez świadków. Jednocześnie jednak pragnęłam wyzwania, czekałam na pożądliwe spojrzenie Macieja.
W chwili, gdy jego twarz pojawiła się nad drzwiami, Ola zagryzła wargi, wyprężyła ciało, opierając mocniej głowę na moim ramieniu i nie zdołała zatrzymać nieco głośniejszego, krótkiego jęku. Twarz zniknęła z lustra tak szybko, że nie byłam pewna, czy przed chwilą tam była, czy to tylko moja fantazja. Może to było dla niego jednak zbyt intymne, może ktoś wszedł do salonu, a może wcale go tam nie było.
- Ciiichutko, tak, to było piękne – szeptałam i lekko kołysałam wpatrującą się we mnie przyjaciółkę, oplatając ramionami, jakbym chciała ukryć przed światem zbyt gwałtownie wkraczającym w rzeczywistość.
Trwałyśmy tak dłuższą chwilę i patrzyłyśmy sobie w oczy. Szukałyśmy wspólnego podejścia do tego, co się zdarzyło. Przyzwolenia, akceptacji i wyjątkowej bliskości dusz. Odganiałyśmy zażenowanie, szkodliwe wątpliwości i niedomówienia. Wkraczałyśmy na wyższy poziom przyjaźni. Przypieczętowałyśmy sekret. Nikt nas nie widział, być może prócz Macieja. Ale któż by mu uwierzył i jaką snułby opowieść.
- To był niezły początek. Teraz biegusiem do domu. Dziś w sypialni nie gaś światła, zostaw półmrok. Gdy Adam będzie już w łóżku, zaprezentuj mu nową bieliznę. Proszę Cię, nie daj mu się od razu zerżnąć. Przymknij oczy i rób to, co przed chwilą. Podejdź do niego dopiero, gdy będziesz gotowa.- Mówiłam aż nazbyt rzeczowo, ale ona i tak czuła drżenie w mojej udawanej pewności.
Ubrałyśmy się, uśmiechając się tajemniczo do siebie i nic już nie mówiłyśmy. Na rozmowy przyjdzie czas. Nie dziś.
Wyszłyśmy z przebieralni. Maciej obsługiwał jakąś klientkę. Nie przeszkodziło mu to jednak posłać mi przeciągłe spojrzenie.
- Doskonale pan nam pomógł. Obydwa komplety pasują idealnie. Proszę zapakować.  Powiedziałam to pospiesznie, korzystając z okazji, że odwrócił się do nas, kiedy klientka oglądała bieliznę na wieszaku.
- Bardzo proszę. Już pakuję.
Sprawnie i nadzwyczaj starannie zapakował nasze zakupy. Przyjął płatności od każdej z nas w dość krępującej ciszy. Może także nie ochłonął z szoku. Cała nasza trójka zachowywała się tak, jakby łączyła nas jakaś wstydliwa tajemnica i jakbyśmy nie dowierzali, że to się wydarzyło naprawdę.
Wzięłyśmy swoje pakunki. Pożegnałyśmy się, dziękując za przemiłą i profesjonalną obsługę.
Ola, powiedziawszy pospieszne „dziękuję, do widzenia”, wypadła z salonu speszona i pewnie wciąż podniecona sytuacją, obmyślała powrót do domu. Byłam w drzwiach, gdy Maciej zawołał, przypominając sobie o czymś. Podszedł pospiesznie.
- Zostawiłem w pani torbie wizytówkę, gdyby potrzebowała pani mojej pomocy, gdyby potrzebny był … serwis. Nie dosłyszałem pani imienia, pani … - zawiesił głos. Mówiąc to, stał tuż przy mnie i roztaczał ten niepokojący zapach.
- Nie mógł pan, bo go nie podałam. Za wizytówkę dziękuję. Do widzenia – powiedziałam twardo. Musiałam narzucić sobie oschłość, by wrócić do normalności i nie zabrnąć w niepotrzebny układ. Kusiło jednak. Kusiło.
- Do widzenia. Zapraszam ponownie.- Powiedział z naturalnym uśmiechem, niezrażony wykreowanym przeze mnie dystansem. Widziałam zachętę i oczekiwanie w całej jego postawie. Ulegając temu, spontanicznie odpowiedziałam:
- Marta.
Nie czekając na reakcję wybiegłam za Olą i obiecałam sobie, że jak tylko dojdziemy do samochodu, wyrzucę tę bombę z torby, podrę na kawałki, żeby nie ulec pokusie. Taka wizytówka może być bardzo niebezpieczna.
Przeszłyśmy przez galerię i wjechałyśmy na parking pogrążone we własnych myślach. Nie komentowałyśmy niczego. Wreszcie w samochodzie popatrzyłyśmy na siebie bez żadnych wyrzutów, ciepło i serdecznie.
- Wiesz, że cię kocham ?
- Wiesz, że ja ciebie też?
Z radością na twarzach i podnieceniem w sercach pojechałyśmy do domu.

Każda na spotkanie swojego ukochanego.