piątek, 27 lutego 2015

Sen


         
O mamo ……. Co ja robię, gdzie jestem?
Dlaczego siedzę na kolanach Jemu?
Przecież w domu czeka …
Obudzić się natychmiast. Muszę się obudzić! Nic z tego, nie mogę, nie chcę?
Jak do tego doszło? Kilka maili, żartów z podtekstem i kontekstem. Wpadał od czasu do czasu do biura pogadać zawodowo. Potem coraz częściej, szczelnie zmykając drzwi.
Wodził za mną oczami, a ja odwzajemniałam, bardzo, a sprawiedliwie rzecz ujmując, podpuszczałam. To była tylko gra, chciałam się bawić. On miał być moją zabawką, a ja Jego.
Nie pora na rozmowy z własnym sumieniem. To jest sen, a we śnie sumienie głęboko śpi, można by uznać, że nie istnieje.
Jestem więc z Nim, siedzę Mu na kolanach, skierowana przodem do rozpromienionej twarzy.
Dlaczego Jego oczy tak płoną, a jednocześnie są przymglone, pałają pożądaniem? Co widzą, gdy patrzą w moje oczy, przymrużone?   
Nie pozwalam, nie wolno im go szczuć. One mnie nie słuchają, podobnie jak twarz, która przybiera łobuzersko-niewinny wyraz i głowa, która filuternie przekrzywiona, zachęca do dalej.
Jego dłoniom nie wolno wziąć mojej twarzy w posiadanie. Nie powinny mnie gładzić delikatnie, czule po policzkach tak, że aż ciarki przebiegają po całym ciele i tak, że wierzę, że On potrzebuje mojego ciepła. Tak, że to ciepło skupione w podbrzuszu czeka na wyzwolenie.
Nie powinny, ale przyciągają moją twarz do ust, które jak prawie niedostrzegalny wietrzyk w upojne letnie przedpołudnie, muskają moje czoło, oczy, nos, by wreszcie dotrzeć do celu i złożyć nieśmiały pocałunek.
Dotyka leciutko, na próbę, suchymi i gorącymi, jeszcze niepewnymi wargami. A moje usta, bezczelne i nieusłuchane, rozchylają się i zachęcają, zwilżone zdradzieckim językiem, któremu wtóruje gorący, przyspieszony oddech.
Na nic się zdały wcześniejsze słowa o tym, że nie mogę być kobietą, kochanką, że moje ciepło nie jest dla Niego. Przecież właśnie teraz odrobinę go ode mnie dostaje, wraz z przyzwoleniem na zawłaszczenie całości.
To jest ten moment. Jeśli teraz się nie obudzę, mogę utknąć w tym śnie na dobre.
Zamiast rozsądnej pobudki, kreuję w wyobraźni najczulszą erotyczną kołysankę. Brzmi Jego westchnieniem i zapachem mężczyzny. Kołysze jak afrodyzjak, nie usypia wcale. 
Zapominam się w tym śnie. On śni to samo, a może jest tylko bezimiennym bohaterem mojego marzenia.
Już pozbył się nieśmiałości. Całuje namiętnie, zachłannie, jakby za chwilę miało zabraknąć oddechu, jakby walczył o szczęście. Nie, to przecież ja tak całuję.
W tej sennej rzeczywistości nie nurtuje mnie, czy to ważne kim On jest. Czy ma znaczenie, że On patrzy na mnie, jak nikt przedtem, nawet czekający w domu …
Że Jego dotyk elektryzuje, choć jest tak pospieszny i egoistyczny. Że przede wszystkim bierze i tylko przy okazji daje. Teraz o tym nie myślę. Teraz w ogóle nie myślę.
Poddaję się Jego dłoniom i ustom. Wyobrażam sobie, że delektują się dotykiem mojej skóry, kontemplują jej smak, zachwycają się urokliwym wgłębieniem przy obojczyku i szukają nowych wyzwań skrytych pod bluzką.
Ratunku, nie, dalej ani kroku!
Ciiiicho, nic złego się nie stanie. Jeden guzik, drugi, trzeci, czwarty ….
Jestem prawie naga. Piersi prężą się pod stanikiem, a między udami budzi się wulkan.
Oplata mnie silnymi ramionami, głaszcze i przyciska do siebie, wprowadzając w krąg swojego pożądania, owiewając zapachem zapowiadającym spełnienie, którego nie tłumi nawet zapach perfum.
Siedząc na nim, czuję jak stwardniał.
I co mam z tą twardą męskością zrobić?
Choćby była jak diament, to przecież szczęścia mi nie da, nie mogę po nie sięgnąć.
Odsuwam się i patrzę Mu głęboko w oczy, próbuję dostrzec podobną walkę chęci z zakazem.
Jeszcze raz przytula mnie czule i odchodzi do drzwi. Zaskoczona myślę, że zakaz zwyciężył i przez mgnienie serca odczuwam ulgę, może zawód. On jednak się nie żegna, nie wychodzi, tylko zamyka cicho drzwi na klucz i przyciemnia światło.
Teraz naprawdę powinnam to przerwać. W zakłopotanym pośpiechu zapinam guziki aż po samą szyję, unikając Jego wzroku, przewiercającego na wylot.
Podchodzi, otula sobą i szeptem zapewnia, że będzie tylko się cieszył moją bliskością, tak jak lubię, przez ubrania. Rozbawia mnie tym i uspokaja.
Znowu sadza mnie na kolanach i tuli przez milion mgnień, jak cenny skarb, a ja wierzę, że potrafi być tylko i aż czuły.
Już się nie boję i pozwalam by wziął mnie w ramiona, całował i przywierał do mnie całym sobą, by prężną męskością dotykał ud i tego, co skryte pomiędzy. Oddaję Mu tę czułość i zatracam się w magicznej chwili.
Otumania mnie sobą i niepostrzeżenie zbliża do dużego biurka, opustoszałego po pracy. Opiera o nie, sadza na skraju. Moja wąska spódnica nie pozwala Mu się przytulić, więc ją podsuwa do góry, odsłaniając skraj pończoch i koronkowego trójkącika. Ten nieskromny widok przyprawia Go o jęk i westchnienie, a ich brzmienie jest dla mnie przyjemnym komplementem, którym upajam się z uśmiechem i błyszczącymi oczami.
Rozchylam nogi umożliwiając mu bliskość. Zawstydza mnie myśl, że czekam na pożądliwy dotyk, skryty pod spodniami, który za chwilę dotrze do cieniutkiego materiału przesłaniającego moją tkliwość.
Nie chcąc mnie spłoszyć, szepcze zaklęcia, żebym się nie bała. Zamiast się wtulić, zachwyca dotyk tym, co zobaczył. Wodzi koniuszkami palców po skraju pończoch, muska rąbka trójkącika. Ośmiela palce, które teraz bawią się czarną koronką, odchylają ją, odsłaniają rozkwitłą, kobiecą nieskromność.
Patrzy na mnie i sonduje, czy Mu nie zabronię tej pieszczoty. Wiem, że powinnam. Nie mam już jednak żadnej władzy nad swym ciałem, zmysły odbierają bodźce i interpretują je, pozbawione choćby odrobiny rozsądku.
Opieram przedramiona na biurku i odchylam się nieco do tyłu. Odczytuje to jako przyzwolenie i zachętę. Dłonie kontynuują erotyczny taniec. Dotykają czułego kobiecego miejsca, czują jego wilgoć. Zagłębia we mnie palec, a ja jeszcze szerzej rozchylam nogi i unoszę biodra. Sprawia, że chcę być wyuzdana.
Nic już nie widzę, nic nie słyszę, czuję i pragnę, więcej Jego. Powstrzymuję krzyk i szeptem pozwalam, proszę…
Odsuwa się i patrzy pytając, pożądając.
Powinnam powiedzieć nie, dość!
Zamiast tego sięgam do Jego paska i trochę niezdarnie rozpinam klamrę, potem guzik i rozporek spodni. Nieśmiało, lecz nie da się już ukryć podniecenia, wracam do poprzedniej pozycji i jeszcze bardziej rozchylam nogi.
Uwalnia męskość, gotową dla mnie, przysuwa się i mocnym szarpnięciem rozrywa koronkę, która już nie broni dostępu do spełnienia. Wyprężony zbliża się tam, gdzie pragnie zatańczyć. Przez chwilę pociera tylko wierzch kobiecości, przygotowując do szaleństwa, na które czekam niecierpliwie.
Delikatny dotyk jest jeszcze czulszy i jeszcze bardziej podniecający.
Świadomość, że przekraczam po wielokroć granicę dozwolonego, nie jest w stanie odebrać mi niepokojąco przyjemnego poczucia, że osiągnę spełnienie w sposób niegrzeczny, w jaki jeszcze nigdy tego nie doznałam.
Wreszcie wchodzi we mnie, wypełniając całą pobudzoną kobiecość, stanowczo, mocno, rytmicznie, z zapowiedzią kompletnego odlotu, który już się zbliża, już nadchodzi.
Nagle, w ciszy zmąconej jedynie podnieceniem dwóch ciał, rozległ się salwą dzwonek telefonu. Wwiercał się we wszystkie zmysły i skutecznie przeszkadzał spełnieniu.
Zmusił mnie do powrotu, do tu i teraz.
Otworzyłam oczy i znów to dziwne uczucie. Gdzie jestem?
Jest ciemno, leżę w swoim łóżku i obok dostrzegam zarys wtulonego we mnie znajomego, bezpiecznego ciała, które pachnie też znajomo. Nie jest to scena, która kołacze się gdzieś na skraju zapamiętanej sennej rzeczywistości.
To budzik w telefonie unicestwił spełnienie marzeń, które nadal płoną między udami.
Rozczula mnie ten mój mężczyzna jeszcze błogo nieobecny, obok mnie, ale to rozczulenie nie daje spełnienia, którego domaga się kobiece ciało. Widzę zarys odprężonych pleców, słyszę jego miarowy oddech, świadczący o jeszcze głębokim śnie. Odwracam się delikatnie. Ręka sama znajduje roziskrzone erotyczne źródło. Wsuwam w nie palec i przypominam sobie, że jeszcze przed chwilą gościł tam ktoś inny. Ta przerażająca myśl podnieca. Poruszam palcem, pieszcząc jedynie skraj kobiecości, tylko chwilkę. Gdy przychodzi spełnienie tłumię krzyk, jęk i nawet najmniejsze westchnienie. Nie chcę obudzić …. Chcę być jeszcze przez chwilę sama, ze swą niegrzeczną marą i wątpliwościami.
Z kim tak naprawdę się kochałam? Czy seks doznawany w sennych marzeniach jest zdradą? I jak po tym, cośmy we śnie ze sobą robili, spojrzę dziś Jemu w oczy? Jak mam Go od siebie przepędzić?
Mój mężczyzna, przebudzony wirującym jeszcze w powietrzu uniesieniem, odwraca się do mnie i przytula. Ja też, z uśmiechem odwracam się ku niemu.
Z przerażeniem stwierdzam, że mam przed sobą Jego twarz.
 

środa, 25 lutego 2015

Morskie Oczko


Życie potrafi być naprawdę ekscytujące, a przyjaźń może przenieść Cię w świat marzeń. Trzeba tylko znaleźć siostrzaną duszę i wspierać się wzajemnie zarówno w trudach jak i w przyjemnościach. Kreowanie wspólnej przyjemności, wymykającej się codzienności, jest niekiedy nawet większym wyzwaniem. Wymaga spontaniczności przekraczającej zaszczepione wychowaniem bariery i wyzbycia się zakorzenionego naszą kulturą malkontenctwa.
    Jestem szczęściarą. Przyciągam pozytywnych, fascynujących ludzi. Spotkałam siostrzaną duszę. Przeglądamy się w sobie od wielu już lat, lecz wciąż potrafimy się zaskakiwać.
       Latem rozkwitłym w pełni, nieplanowanie znalazłyśmy się w tajemniczym miejscu, spowitym czarem spokoju, dającym eteryczne poczucie wolności, którą każdy, bezkarnie, może wykorzystać na własny sposób.
Morskie Oczko, jeziorko położone w lesie. Gdzieś … niewiadomo dokładnie gdzie, nie odnotowane na żadnej mapie. Trafić tam mogą tylko nieliczni, wybrani, gotowi poddać się omamiającym, narkotycznym wręcz właściwościom tego miejsca. Nieliczni dostrzegają jego prawdziwe piękno. Inni nie ulegają urokowi i widzą jedynie małe jeziorko w lesie, jakich wiele.
Nam pokazało się skąpane w słońcu, tchnące spokojem, tajemnicą, intymnością, rozśpiewane arią miłosnej natury i roztańczone barwami lata. Fantasy.
        Nie przejmując się zupełnie niczym, bez rozglądania i jakiegokolwiek zawstydzenia, ukrywania przed obcym wzrokiem, zrzuciłyśmy miejskie szatki i odziane w bikini wskoczyłyśmy do wody, prychając i piszcząc ze szczęścia.
Woda… Chłodna, głęboka i pradawna. Pachnie lasem i rozkoszą nietkniętej ludzką ręką natury. My skąpane w niej i w blasku słońca przenikającym aż w głębię.
Pływamy do zmęczenia. Tego upajającego poczucia odprężenia, jakie daje uwalniający endorfiny wysiłek fizyczny.
Wokół żywej duszy. Tylko Ona i ja.
Oczko obłaskawiamy w miejscu, gdzie na skąpej płyciźnie zbudowano mały drewniany pomost, na którym można się rozłożyć i cieszyć błogością słońca. Układamy się cudownie zmęczone. Ogrzewamy i osuszamy prowadząc leniwą, ale wesołą rozmowę. Odrobinę szalona, spontaniczna A bawi się w fotograficzne uwiecznianie otoczenia. Zachęca, żebym pokazała nieco więcej i tak już roznegliżowanego ciała. Mówię, że owszem, pokażę swoje wdzięki, ale tylko nagiej kobiecie. I już po chwili mościmy się obok siebie jak Pan Bóg nas stworzył.
Sesja zdjęciowa, a śmiech niesie się po jeziorze.
Z wesołości w nas ta magiczna chwila wyczarowuje jeszcze inny żar.
Widzę w kocich oczach A … pożądanie? Jeszcze więcej ognia, szaleństwa napędzającego radość życia. Ona dostrzega to także w mojej twarzy.
Mówi Jesteś piękna. Mówię Ty najpiękniejsza i najukochańsza. Na jej skórze słońce tańczy iskierkami. Nabiera soczystej miodowej barwy, podkreślonej kolorem włosów. Przyciąga mnie do siebie wzrokiem.
Ta nagła burza zmysłów nie niepokoi. Jest czysta i niepowtarzalna.
Smukła dłoń dotyka mojego policzka. Mruczę Maleńka. Moje piersi dają znać, że to chwila nasycona erotyzmem. Zaskoczona czuję, że zawładnął już i resztą ciała.
Zrazu niepewnie, językiem zwilżam koniuszki Jej palców, a potem już świadomie, trochę wyzywająco muskam ustami jej usta. Może je polubi?
Nie odsuwa się, wręcz przeciwnie, czuję Jej wilgotny i ciepły język, aksamitne usta.
Splatamy dłonie. Ciało lgnie do ciała. Wybuchamy szczerym, zaskoczonym i zawstydzonym nieco śmiechem. Chcę iść dalej i wiem, że Ona też tego chce.
Dotykiem poznaję nieśmiało kształt Jej zmysłowego biustu. Przez myśl przemyka, że jeszcze nigdy nie dotykałam w taki sposób kobiecego ciała tylko dla swoich doznań. Mruczy. Zaczyna głaskać moje ręce i ramiona. Obie pary oczu płoną. Świat wokół stał się tylko dodatkiem do niepowtarzalnej chwili.
Dlatego nie od razu zauważamy, że ktoś nam towarzyszy.
Czuję na sobie obcy wzrok. Spoglądam na skraj lasu i dostrzegam na ścieżce rowerzystę, obserwującego bez zażenowania, erotyczny i jestem pewna – miły dla zmysłów obrazek.
Zamieramy wyczekująco. Zdecydowałyśmy Dołącz do nas.
On piękny, silny, męski, odstawia rower i przychodzi na pomost, zdjąwszy tylko buty. A odbiera mu koszulkę, ja zsuwam z niego spodenki, bieliznę zdejmujemy niespiesznie razem. Z uśmiechem i pożądającymi oczyma pozwala na to. Męskie ciało jest gotowe dla nas.
Smakuję jego usta. Przyjemnie, podniecająco. Zachęcam A do tego. Próbuje namiętnie. Staję za Nim i muskam dłońmi silne ramiona. Zaspokajam nieodpartą chęć i wodzę językiem wzdłuż słonego kręgosłupa aż do umięśnionych pośladków. Obie wdychamy niepokojący męski zapach okraszony lasem i latem.
Gdy delikatnie drapię brzuch, z Jego ust wydobywa się podniecone westchnienie.
Spotykam dłoń A na jego podbrzuszu, powoli zmierzającą do wyprężonej męskości. Jeszcze jedno westchnienie.
Siadam obok oplatając ramionami kolana i patrzę. A coraz odważniej cieszy dotyk męskością. On wyciąga w moją stronę dłoń i prosi Chodź.
Podchodzę, On nakazuje Pocałuj Ją. Posłusznie wpijam się w usta A, po czym Ona odpowiada wzmacniając męską pieszczotę, tak, że czuje w dłoni nadchodzący wybuch. On ciężko oddycha. Delikatnie lecz władczo kieruje moją głowę w dół, jednocześnie odnajdując słodkie usta A. Mój język zatrzymuje się w połyskującej kasztanowo w słońcu gęstwinie zdobiącej prężną męskość, po czym zaczyna wodzić od sztywnej nasady, powoli samym koniuszkiem, a potem zawłaszczając, całą powierzchnią dookoła, każdy skrawek męskości. Gdy obejmuję ustami najgłębiej jak można, aż do utraty oddechu, On krzyczy szeptem Oszalałaś.
Przerywam. W ostatnim momencie.
Bez słów pytam Chcesz nas? Odpowiada błagalnie Chcę obie. Patrzę w roziskrzone oczy A i widzę totalne przyzwolenie.
Palcami głaszczę Jej usta i proszę, żeby się położyła. Rozchylam Jej uda i zagłębiam palec w pragnącej wilgoci, a spojrzenie w rozpalonych kochanych oczach.
Tak, tak, tak, tak
Szeptem zachęcam, żeby Ją posiadł. Wnika delikatnie, mocniej, gwałtowniej, tkliwiej, władczo. Jego rytualne ruchy podniecają nas obie. Muzyka ciał. Na Jej twarzy pojawia się spazm rozkoszy, po jeziorze niesie się krzyk spełnienia.
On mruczy Chcę obie i odsuwa się nieco na bok ustępując mi miejsca.
Klękam przed A i językiem smakuję Jej szczyt. Wyczuwam i słyszę, że za chwilę dam Jej następny. Sama też za chwilę się tam uniosę. On jest we mnie. Porusza się w rytmie mojej rozkoszy i zapowiada ekstazę.
Myśli uciekają, jest tylko doznanie. Jego fala, wybuch we mnie, spazm A.
Trzy szczęśliwe uniesienia i trzy spełnione ciała oddychające pełnią życia na pomoście…
W pachnącej wodzie wracamy do rzeczywistości, znowu tylko nagie i wolne.
Biorę A za rękę i śmiejąc się przywdziewamy miejskie szatki.
Machamy na pożegnanie przystojnemu rowerzyście.
Woła za nami Dziękuję. Kim jesteście?
Byłam Kiane. Byłam Brigid.

Wyciągnij do mnie rękę

         Czekałam na Ciebie. Na Twoją wyciągniętą rękę.
Od pierwszego wejrzenia uśmiechałam się do Ciebie, trzepotałam sercem i rzęsami. Każdą drobinką krzyczałam, że Ty jesteś dla mnie, a ja dla Ciebie.
Ale nie wyciągnąłeś ręki.
On wyciągnął. Fascynujący, silny, tajemniczy, mroczny i … straszny.
Dlaczego za nim poszłam, choć od początku wyczuwałam ten mrok i smutek, filozoficzną złość?
Pięknie mówił, patrząc podziwiał.  Sprawiał, że byłam jedyna, świadoma, niezależna. Nie musiałam czekać. Błagać przeznaczenia, żebyś pokonał dla mnie wszelkie bariery i uczynił wszystko możliwym.
Pojawił się, gdy każdym zmysłem tęskniłam, za Tobą. Na chwilę zapomniałam.
Uległam swojej seksualności, dla niego.
Inteligentne kokietowanie. Skradziony pocałunek. Namiętny pocałunek. Szeptał hipnotycznie, wprowadzał w erotyczną malignę. Jego dłonie niespiesznie odnalazły ukrytą kobietę. Szept i dotyk odbierały poczucie rzeczywistości, usypiały rozsądek i racjonalność reakcji. Nawet zachłanny oddech działał jak narkotyk.
Chciałam Ciebie, chciałam Jego.
Ujęłam w dłonie jędrne podniecenie, ukryte pod sukienką. Pieściłam je, patrząc w głodne oczy. To nie były Twoje oczy.
Czaiła się w nich ciemność, budząca strach, któremu jednak nie uległam, był raczej afrodyzjakiem.
W ciemności nie zawstydza potrzeba seksualnego spełnienia. Wiedziałam, że odpędzając  strach, przebiję się przez panujący mrok, poznam znaczenie uniesienia, aż do sedna.
Moja dłoń powędrowała nieskromnie, niegrzecznie. Poruszałam ciałem jak giętki wąż, wijąc się i wilgotniejąc z pożądania. Mruczałam i upajałam się własną, kobiecą wonią. Koniuszki palców nieśmiało odnalazły szczyt, zaciśnięte uda spotęgowały doznanie.
Patrzył zafascynowany na kobiecą ostateczność i nie dowierzał pięknu.
W Jego oczach dostrzegłam szaleńczą chęć zdobycia.
Oparł mnie o ścianę. Całował oczy, muskał wrażliwe koniuszki uszu, znaczył językiem szyję. Wreszcie wpił się w usta, namiętnie i władczo. A ja mu odpowiadałam, mimo uciekającego gdzieś w przestworza oddechu. Unieruchomił mnie, zniewolił zapomnieniem, o Tobie.
Delektował się smakiem przed chwilą zaspokojonej wstydliwie kobiety, nadal spragnionej. Szorstkim nieco językiem obudził ponowny, niemal demoniczny głód.
Błagałam o niego. Uśmiech zapewniał, że tak się stanie, lecz zimny bezmiar w oczach zapowiadał groźbę. Już nie było odwrotu, nie było Ciebie. Były tylko Jego oczy i ja w ich posiadaniu.
Wyciągnął rękę.
Chwycił mnie i delikatnie powiódł w całkowitą ciemność. Podniecenie rosło z każdą chwilą oczekiwania, niepewności. Nic nie widziałam. Czułam Jego obezwładniający zapach, reagowałam na elektryzujący i nakazujący dotyk.
Sukienka opadła. Poczułam na plecach męski tors, poczułam jak mnie posiada całą istotą męskości. Mocno, gwałtownie, zadając ledwo odczuwalny, rozkoszny ból, domagając się nie tylko ciała ale i duszy, ścigając się z Tobą o wszystko.
Był we mnie, nie pozostawiając miejsca i czasu na strach i wątpliwości, wyparte przez prawdziwą erotyczną przyjemność.
Poruszał się, potęgując wrzenie, tak jak Ty w moich marzeniach.
Jego ciało nauczyło się mojego ciała. Szept i jeszcze większa sprężystość zapowiadały, że za chwilę przypieczętuje sukcesem tę naukę. Zamieni całą swoją mroczną złość w najpiękniejsze doznanie, eksplozję pochłaniającą nas oboje.
Nie mogłam się temu oprzeć i uległam. Krzycząc z rozkoszy oddałam mu kwintesencję kobiecości. Rozproszyłam mrok.
Zniknął. Ty wypełniłeś mnie sobą, zalałeś swoją miłością. Jego już nie było. Otuliłeś moje ciało i ukojoną duszę.
Zostań i nie zmieniaj się już w Niego. Zawsze wyciągaj do mnie rękę.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Ifryt


Ifryt był pobudzony i nieco zniecierpliwiony nieudanymi poszukiwaniami. Był istotą z natury złośliwą, niespełnioną i wiecznie płonącą niszczycielskim ogniem, a przez to potężną i niedostępną. Mógł przybierać najróżniejsze postacie. Mógł też wcielać się w postacie innych istot, zajmować ich cielesne powłoki i wykorzystywać do własnych celów. Albo nawiedzać je i powodować nimi jak tylko zechce.
Gnała go odwieczna wędrówka. Poszukiwał tej jedynej na całym świecie, która mogłaby poskromić potężny płomień, nie spłonąć i współistnieć, doświadczając wszechwładnej energii.
Wędrował już całą wieczność i dotąd jej nie spotkał, co było irytujące.
Nie występowała w swej prawdziwej postaci, której nikt jeszcze nie poznał. Przybierała fascynujące kształty, nawiedzała słabsze demony, bóstwa, a nawet wcielała się w piękne ludzkie kobiety. Ifryt o tym wiedział i dlatego szukał próbując wnikać wszędzie, gdzie mogłaby się przyczaić. Liczył na to, że ją sprowokuje, że z natury dumna i potężna, stawi mu opór, stanie się godną przeciwniczką, a ostatecznie partnerką.
Z czasem przekonał się, że ludzkie namiętności, choć nie dają spełnienia, to umilają poszukiwania i mogą być chwilowym ukojeniem na jego rozterki.
Seks z ponętną i przepełnioną erotyzmem kobietą pozwalał na cząstkę mgnienia zapomnieć o tęsknocie i samotności. Szczególnie ponętne wydawały mu się kobiety dojrzałe, w swym najpiękniejszym rozkwicie.
Gdy któraś go zaintrygowała, najpierw ją obserwował, a potem wybierał odpowiedni moment, by się nią nacieszyć i ją posiąść.
Robił to wcielając się w atrakcyjnego dla niej partnera, albo nawiedzał we śnie.
Niekiedy pozwalał sobie na zbyt wiele i przestawał kontrolować niebezpieczny ogień. W efekcie niszczył to, co chciał zdobyć. Zetknięcie z tak potężną energią mogło pozbawić kobietę rozsądku. Wtedy bezustannie tęskniła za czymś nieokreślonym, czego sobie nie uświadamiała, a czego z nieznanych powodów pragnęła do szaleństwa. Popadała w obłęd, a w najlepszym razie w smutek, apatię.
            Po raz kolejny Ifryt natknął się na kobietę, która przykuła jego uwagę.
Nie miała nieprzeciętnej urody, lecz miała w sobie jakiś nieuchwytny czar, wyróżniający z tłumu. Zwykłe ruchy zachwycały pewnością i delikatnym roztargnieniem obecnym bez szkody dla harmonii i gracji.
Obserwował ją kilka dni. W pracy, gdzie ślęczała nad stertą akt myśląc intensywnie, a skupienie malowało się na coraz bardziej urzekającej twarzy. W samochodzie, zamyśloną, podśpiewującą albo wyklinającą innym kierowcom. Pędzącą do sklepu, do szkoły syna. Odpoczywającą w domu w wannie pełnej gorącej, pachnącej wody, mruczącą z rozkosznego odprężenia.
Zafascynował go rytm zwykłej i pospolitej codzienności, który jednak nie zdołał pozbawić kobiety zwiewności przyciągającej uwagę.
      Nie wiedziała o jego istnieniu, ale czuła jego obecność. Nie uświadamiając sobie przyczyny, doznawała wszystkich codziennych zjawisk i zdarzeń, intensywniej, z niemal fizyczną namacalnością. Tak ją przygotowywał do spotkania. Nie zawsze zadawał sobie tyle trudu, by posiąść kobietę. Zrobił to może dla rozrywki, a może z tęsknoty, karmiąc się złudną nadzieją, że znajdzie ukochaną w tej na pozór przeciętnej, choć fascynującej kobiecie.
Postanowił sprawdzić, czy jest już gotowa.
Zaprowadziła syna na miejski basen i kiedy wychodziła z budynku, Ifryt przyodziany w naprędce zawłaszczone ciało silnego mężczyzny, wyszedł jej na spotkanie. Gdy mijali się w drzwiach, spojrzeli sobie w oczy. Poczuła jego energię jak szarpnięcie duszy. Popadła w stan pomiędzy czasem. W ułamku chwili zapragnęła go, fizycznego zespolenia i poczuła, że to na niego czeka, a jednocześnie przestraszyła się tych wyuzdanych i niedorzecznych przecież myśli. Stali dość długą chwilę naprzeciw siebie w drzwiach, blokując przejście innym. Potem pospiesznie odeszła zawstydzona, bez słowa, a Ifryt wiedział, że jest już gotowa. Naznaczył ją dla siebie.
      Nocą Ifryt podglądał jak kocha się z mężem w blasku przytłumionego ognia w kominku. Jak wypręża dla niego nagie ciało, rzucające ponętne cienie w półmroku i przeciągając się, kusi obietnicą spełnienia. Jak namiętnie drapie tors i uda mężczyzny, wpija się ustami w pachwiny. Potem rozsuwa szeroko nogi i dotykając zwilżonym palcem najczulsze kobiece miejsce, szeptem mrucząc żąda, by w nią wszedł. Ifryt obserwował, jak rozgrzany jej erotyzmem mężczyzna znalazł się na skraju uniesienia. Jej podniecenie wywołało w nim maksymalne pożądanie. Poruszał się w niej z coraz większym zapałem, a ona wiła się pod nim, galopowała na nim, do zatracenia. Wkroczyli na szczyt niemal jednocześnie, prawie bezgłośnie i szeptem wyznali sobie miłość.
Ifryt patrzył z pewną czułością na jej spełnienie i choć wiedział, że jego własne pożądanie, wewnętrzny ogień, mogą być ugaszone w innym, niecielesnym wymiarze, zapragnął poczuć się jak jej mężczyzna, zadowolony i dumny z nieudawanej rozkoszy podarowanej kochance. Nabrał pewności, że ją chce dla siebie, nawet gdyby miała to przypłacić unicestwieniem.
     Wyczekał aż oboje zasnęli spokojnym małżeńskim snem, wyczerpani wzajemnym zaspokojeniem, z rozanieleniem na twarzach.
W kominku żarzyło się spokojnie. W pomieszczeniu było ciepło i cicho. Kołdra zsunęła się z nagich, przesyconych feromonami ciał. Gdy sen usidlił ich już dość mocno, Ifryt zakradł się i wniknął w ciało mężczyzny, który poddał się bezwiednie.
Inscenizował jego sen, wprawiając w stan podniecenia. Jego dłoń zaczęła głaskać krągłe biodra kobiety, a ciało powoli, leniwie przybliżało się do jej rozgrzanego ciała. Dłonie odnalazły jędrne piersi i coraz energiczniej zachęcały do ponownej rozkoszy. Kobieta nie obudziła się, ale obudził się jej erotyzm. Poddawała się pieszczotom ukochanych dłoni i sama zaczęła na nie odpowiadać. Poczuła, że znów jest dla niej gotów do miłości i stała się wyuzdana. Posiadł ją. Dwa ciała zatańczyły w miłosnym splocie. Wtedy czas i miejsce przestały istnieć.
          Ifryt ze zdziwieniem stwierdził, że jest spętany. Wyczuł w kobiecie inną, potężną jaźń. Uwięziła go w sobie, a doznanie tego było na wskroś przejmujące, omdlewające i zapowiadające najprawdziwszą rozkosz. Chciał się uwolnić i zawładnąć tą istotą ukrywającą się w kobiecie, posiąść ją w swoim wymiarze i jednocześnie kusiło go, by pozostać w jej rozkosznej niewoli.
W ciele mężczyzny posiadał ją gwałtownie, mocno, chcąc odzyskać przewagę mentalną i poskromić jej temperament. Zamiast tego poczuł, że to ona uwalnia potężną i nieznaną energię, która dąży do zespolenia z jego ogniem. Jeśli pozwoli na to kobiecie, zwykłej ludzkiej istocie, to skaże ją na unicestwienie. Nie chciał tego, ale jednocześnie nie był w stanie zapanować nad żądzą. Nie miał już pewności, kim jest ta istota.
Zacisnęła swą kobiecość silnymi mięśniami na jego męskości i pulsowała. Zaciskała do granic jego wytrzymałości i natychmiast zwalniała uścisk, zaciskała i zwalniała …
Ifryt wiedział, że nie opanuje pożądania, jeśli to potrwa jeszcze chwilę. Jego ogień już wywoływał pożogę.
Wtedy uświadomił sobie, że to ona, ta której szukał. Każda inna spłonęłaby już, nie doświadczając jego potęgi. Uwolnił całą ponadwymiarową moc, osiągając spełnienie, zalewając gorącą lawą kochankę, która odebrała jego uniesienie i szczytowała razem z nim.
Wreszcie, po nieobliczalnym czasie i w nieokreślonym miejscu, Ifryt znalazł Ją i osiągnął spełnienie. Był szczęśliwy i jeszcze silniejszy. Spojrzała na niego bezdennymi, demonimi oczyma, dając się poznać i poprowadzić w inny, właściwy dla nich wymiar.
        Uwolniony już mężczyzna ocknął się ze snu, pieszcząc późną nocą swą ukochaną, która niemal w tym samym momencie uświadomiła sobie, że ze snu wyrwał ich podniecający dotyk ich własnych ciał. Kochali się aż do spełnienia, a potem zafascynowani sobą na nowo i przekonani o swej miłości, zapadli w spokojny już sen.