czwartek, 5 marca 2015

Dar Phaedry

Świat, na pozór surowy i wymagający wysiłku, był przyjazny dla żyjących w nim istot. Słońce gościło tu jedynie przez kilka godzin na dobę. Przez większą część roku panował półmrok. Każdego miesiąca, przez dwa lub trzy kolejne dni nastawał czas rozbłysków. Rozbłyskami mieszkańcy nazywali niezwykłe zjawisko iluminacji na nieboskłonie. Tworzyły je liczne błyskawice pojawiające się nagle i tylko na krótką chwilę, zabarwione amarantowo i szmaragdowo. Pokaz trwał kilka godzin, a potem znów świat ogarniały szarości.
W tej krainie nie było ani zimno, ani zbyt upalnie. Nie brakowało wody, czystego powietrza i pożywienia. Mieszkańcy nie musieli podejmować nadzwyczajnego wyzwania, by w naturze przetrwać. To jednak nie był świat pokoju. Dwie naczelne rasy żywiły do siebie czystą, pierwotną nienawiść. Łagodność Humanów przeciwstawiała się potędze i skłonności do przemocy u Dragonów. Odwieczna wrogość postawiła je na dwóch  biegunach, pomiędzy którymi panowała silna niechęć. Żadna, nie nękana obecnością drugiej, nie zniżała się do walki, do próby zdominowania słabszego. To było powodem naturalnego stanu nie wchodzenia sobie w drogę i zakazu przekraczania granicy, za którą rozciągały się tereny należące do wroga.  Odkrycie przez Dragonów wtargnięcia na ich teren, dla Humana oznaczało tragiczny koniec.
Humani zamieszkiwali rozległe niziny usiane czystymi jeziorami, w których łowili ryby, mięczaki i wodorosty. Na żyznych terenach uprawiali rośliny przypominające pękate kalafiory i zbierali pachnące grzyby. Potrafili wytworzyć praktyczną i strojną odzież z przędzy pajęczaków i liści muślinowych roślin o niezwykłych barwach. Ich ciała były smukłe i sprężyste. Skóra w kolorze miodu miała fakturę przypominającą misterne fraktale. Z wiekiem formowały się na niej wzory mieniące się, nie barwą lecz strukturą, świadczące o charakterze i talentach osobniczych. Współplemieńcy intuicyjnie rozpoznawali ich znaczenie. Niektóre budziły szacunek dla mądrości, inne lęk przed porywczością i bezwzględnością, albo podziw dla sprawności rąk lub umysłu, a jeszcze inne dawały obietnicę szczególnie udanych kontaktów fizycznych. Nikt nie musiał udawać kogoś, kim nie jest. W lekko skośnych oczach dostrzegało się krystaliczny turkus, albo bursztynowe bogactwo, a tylko wyjątkowo kobaltową tajemnicę. Włosy miękkie i jasne jak len, rude lub kasztanowe, zaplatali w misterne warkocze przylegające do głowy, albo upinali w kity spływające kaskadą na ramiona. Humanki były delikatniejsze. Miały subtelniejsze rysy twarzy i mniej wyraźne wzory na skórze. Ich głosy brzmiały nieco wyżej i bardziej śpiewnie. Ruchy i gesty były pełniejsze gracji. Większość czasu spędzały na poszukiwaniu odpowiedzi. Czynnościami praktycznymi zajmowali się Humani. Dbali o schronienie, pożywienie i wygodę. Opiekowali się dziećmi. Ich wychowanie i pielęgnowanie odpowiednich wzorów, spoczywało jednak na Humankach.
Dragoni, świadomi swojej siły, byli mroczni i straszni. Ich postacie były wyższe o połowę od postaci Humanów, przez co jeszcze smuklejsze. Ciała wydawały się twarde, gładkie i zimne jak spiż. Kolor skóry, ciemny niczym heban, potrafił rozżarzyć się ogniście w wyjątkowych chwilach euforii. Kroczyli niemal płynąc, jakby w następnej sekundzie zamierzali wzbić się do lotu. Ich ramiona zaopatrzone były w skrzydła. W spoczynku owiewały postać jak jedwabna peleryna. Prężyły się potęgą mięśni, gdy je rozpościerali by wzlecieć w przestworza, albo stłamsić wroga. Porozumiewali się mentalnie. Głosu używali jedynie do wyrażania największych emocji w walce, w gniewie, albo w miłości. Humanom jawili się jako bezduszni, przypadkowi goście tego świata.
Obie rasy nie miały sobie nic do zaoferowania, tak dalece sobie zbędne i antagonistyczne, że wzajemną wrogość miały wkodowaną w genach.  

If był jeszcze bardzo młody, gdy jego ojciec zabierał go na poszukiwanie szczególnie cennego muślinu. Ojciec miał do tego niezwykły talent, a także odpowiednie wzory. Tylko on był na tyle odważny i sprytny, by zapuszczać się w strefę surowych szczytów, tak blisko siedlisk Dragonów, że graniczyło to z brawurą głupców. Od lat wyprawiał się w okolice granitowych skał, gdzie w wykutych pałacach rezydowali odwieczni i niebezpieczni wrogowie. Niebo rozbłyskiwało tam już nie amarantem, lecz budzącym grozę szkarłatem.
Wzory Ifa jeszcze się nie wykształciły, choć jego ciało było już silne, sprężyste i umięśnione jak u dorosłego mężczyzny. Jego rodzice ukrywali zmartwienie zbyt powolnym procesem dojrzewania skóry syna. Nie mogli kształtować młodzieńca zgodnie z przeznaczeniem, którego nie zdradzały wystarczająco widoczne cechy. Jakby jego losy jeszcze się ważyły, a jego talenty jeszcze nie były wyznaczone. Sam If był przekonany, że tak jest dobrze, że samodzielnie będzie mógł kiedyś zdecydować, co chce w życiu robić. Czuł, że taki stan rzeczy czyni go wyjątkowym, choć wcale nie lepszym od innych.
Ojciec i syn wyczekali na półmrok, w którym byli mniej widoczni dla oczu Dragonów. Pora ta była bezpieczniejsza, ale szarość utrudniała zbiory muślinu. Tylko wyjątkowy talent ojca dawał nadzieję na zakończenie wyprawy sukcesem. Doszli już, osłonięci cieniem, do pierwszych podnóży szczytów, gdzie muślin był najdorodniejszy. Ojciec zbierał go już tam nie raz i jak zwykle miał nadzieję, że wykona zadanie bez problemów, choć jego serce wypełniał niepokój. If skradał się za ojcem, naśladując jego ruchy. Podpełzli do otworu w skale, ziejącego ciemnością i budzącego lęk. Nawet w półmroku, pysznił się tam dorodny muślin o ciepłej i  bardzo przez Humanów lubianej barwie. Zabrali się w pośpiechu do jego pozyskania. Ojciec zdjął z pleców kosz, do którego mieli złożyć muślinowe liście i szybkimi, wyuczonymi ruchami ścinał i układał delikatne zwoje. Młodzieniec próbował go naśladować i zasłużyć na pochwałę. Zapomniał o przestrogach ojca i stracił go z oczu. Wszedł głębiej w mroczny tunel. Dotarł do jaskini, której przestrzeni nie mógł ogarnąć wzrokiem. Dostrzegł szybki ruch.
Ogromna, ciemna postać wzleciała w górę i z łopotem potężnych skrzydeł spadła na inną skrzydlatą postać. Przywarła do niej nieustępliwie i owinęła swoimi skrzydłami. Mniejsza postać próbowała się wyrwać, wydając rozdzierający krzyk. Usiłowała wzlecieć w górę, co uniemożliwił uchwyt stalowych dłoni silniejszego. Zranił ciało i uszkodził jedwabne skrzydło, przydając zapewne bólu nie do zniesienia, któremu towarzyszył pełen żalu skowyt. Mniejsza postać upadła na podłoże kalecząc ręce i twarz. Próbowała się podnieść, bronić, lecz nie wystarczyło jej sił. Silniejszy odgarnął jej zwiędłe słabością skrzydła i mocno chwycił długie, krucze włosy, zniewalając ją ostatecznie. Pochylił ją i klęcząc za nią wszedł w nią gwałtownie. Wyprężył się, pchnął kilka razy władczo i bezlitośnie, delektując się posiadaniem. Jego skrzydła sterczały dumnie i słychać było ni to pieśń, ni złowieszczy warkot. W pewnym momencie okolice brzucha i serca rozżarzyły się świetlistą purpurą. Warkot przerodził się w niesiony po jaskini krzyk dominacji. Trwało to kilka chwil, po czym olbrzym wstał usatysfakcjonowany. Spojrzał złowieszczo na drugą postać, przekazał jej jakąś niedobrą myśl i odszedł, krocząc pewnie, zadowolony z tego co się stało, co udowodnił.
If nie rozumiał czego był świadkiem. Obserwując zajście, odczuwał niemoc i jednoczesną potrzebę ochronienia leżącej na skalnej podłodze postaci. Chęć pomocy krzywdzonej istocie, była tak wielka, że niemal uległ bezmyślnemu instynktowi. Ledwie się powstrzymał, by nie stanąć przeciw ogromnemu i śmiertelnie niebezpiecznemu Dragonowi. Ten na szczęście go nie zauważył, zaprzątnięty sobą i swoją potęgą.
Zdominowana postać podniosła się powoli i wyprostowała uszkodzone skrzydło, które w miejscu, gdzie było zranione, roniło karmazynowe krople. Do Ifa dotarła cichutka, bardzo żałosna pieśń. Stał i słuchał urzeczony, a jednocześnie sparaliżowany strachem. Przecież to także Dragon. Mimo, że skrzywdzony i zraniony, to nadal odwiecznie wrogi. Młodzieniec był bardzo ciekaw kim jest ta postać, dlaczego tak została upokorzona i jak wygląda z bliska. Wśród jego współplemieńców krążyły legendy na temat Dragonów. Mówiono, że są przeraźliwie brzydcy, niezgrabni, a wręcz pokraczni, wydzielają cuchnący zapach, pożerają złapanych Humanów i nie mają żadnych uczuć. Jego oczom zaś ukazała się postać nad wyraz proporcjonalna. Wydawała mu się dziko piękna, choć to co widział wykraczało poza wszelkie znane mu kanony. Skrzydła owiewające smukłe ciało budziły podziw. Sama postać była dużo większa, lecz nie utraciła na gibkości i zwinności, a jej ruchy i gesty były pełne gracji. Nie wyczuwał tez żadnego smrodu. Co do upodobań kulinarnych i uczuć, wolał w tym momencie nie przekonywać się o ich istnieniu bądź o ich braku.
Zaczął się powoli wycofywać, by niezauważony wrócić do ojca i jak najszybciej opuścić niebezpieczną strefę. Podłoże niemal niedostrzegalnie zachrzęściło pod jego stopami, ale nawet tak cichy szmer zwrócił uwagę hebanowej postaci. Z kocią zwinnością przypadła do Ifa i chwyciła go za gardło silną dłonią. Jej długie palce zakończone były ostrymi szponami. Nie próbował się wyrywać. Strach i poczucie ostateczności tej chwili, odebrały mu zdolność do jakiegokolwiek ruchu, czy przedsięwzięcia. Zdołał jedynie spojrzeć w migdałowe oczy zabarwione szkarłatem i poczuć napastliwe wtargnięcie do swej jaźni. Nie słyszał żadnych słów, ale poczuł w myślach zadane mu pytanie.
„Kim jesteś marna istoto i czego tu szukasz?”
Nie umiał odpowiedzieć, nie wiedział jak. Głos nie mógł się wydobyć z zaciśniętego gardła. If był tak przestraszony, że nawet najprostsza myśl nie mogła się uformować w jego umyśle. Hipnotyzujące oczy wpatrywały się w niego natarczywie i z pewną ciekawością. Oglądały jego ciało, zaciekawione fakturą skóry, na której zarysowane były delikatne wzory. Z zainteresowaniem przypatrywały się jasnym włosom upiętym blisko głowy i szukały oznak inteligencji w kobaltowych, przerażonych oczach. Poczuł myśl Dragona, który ocenił go jako pozbawione zdolności umysłowych dzikie stworzenie, nieprzydatne do niczego, które należy zniszczyć. Zdołał pokręcić głową i wycharczał krótkie słowo sprzeciwu. To zaintrygowało wroga i uścisk nieco zelżał.
„Umiesz się porozumiewać” stwierdził zaskoczony Dragon. Nie dostrzegł w porę, że u wylotu tunelu pojawił się jeszcze jeden osobnik, podobny do trzymanego. To ojciec Ifa nadbiegł zdesperowany. Stawiając wszystko na szalę bezpieczeństwa syna, z krzykiem rzucił się na czarną postać, mierząc w nią ostrzem noża do pozyskiwania muślinu i nawołując młodzieńca do ucieczki. W umysłach obu Humanów rozległ się donośny krzyk, który aż zachwiał starszym i wytrącił mu oręż z ręki : „Stój, nie waż się!”
Po chwili obaj zauważyli, że czarna postać sama zadrżała z obawy. Puściła Ifa i nasłuchując ze strachem w oczach, zaczęła się wycofywać w głąb skały. Wróciła jednak, szybka jak myśl, którą zdążyła im przekazać : „Uciekajcie głupcy!”
Nie czekali na lepszą zachętę i najszybciej jak mogli wydostali się z wnętrza skały na ukrytą ścieżkę wśród muślinu, którą tu dotarli. Biegnąc usłyszeli rozpaczliwy wizg bólu i upokorzenia. Musiała się tam rozgrywać scena jeszcze okropniejsza, niż ta, której niemym świadkiem był If.
Uciekali tak szybko, jak mogli już dłuższy czas. Nagle, w jednym mgnieniu, If opadł z sił, stracił równowagę i padł bez świadomości. Bez ostrzeżenia poczuł wtargnięcie do umysłu i nie mógł rozpoznać co się w nim dzieje. Jakby stracił rozum i wszelką kontrolę nad sobą, jakby ktoś brutalnie przerwał kontakt jego jaźni z jego ciałem. Ojciec ostatkiem sił zarzucił bezładne ciało syna na swe ramiona i dociągnął na skraj młodego zagajnika. Ułożył go wśród gęstych i wysokich krzewów i sam padł obok, niemal całkowicie wyczerpany. If powoli odzyskiwał kontrolę, choć czuł, że umysł nie jest mu zupełnie posłuszny, że ktoś nadal go trzyma w mocy. Kiedy sobie to uświadomił, dotarła do niego myśl obcej istoty. Nie od razu ją poznał. Dopiero, gdy przestał się bronić, zyskał pewność, że to czarna postać Dragona kontaktuje się z nim. „Muszę Ci dać coś cennego, co przechowasz dla mnie. Potem ukryjesz się, by nikt z moich cię nigdy nie odnalazł i nie dowiedział się o twoim istnieniu. Kiedyś po to przyjdę, gdy będę już silna. Teraz uciekaj!”
Po tych przekazanych mu słowach wypełniła go nieznana energia, pokrzepiające ciepło i błogość. Przez moment miał poczucie potęgi i panowania nad mocą. Poczuł rozlewającą się wewnątrz przyjemność, tak ekscytującą, że aż odbierającą oddech. Wydawało mu się, że za chwilę jego brzuch i klatka piersiowa rozżarzą się jak u olbrzymiego Dragona w skalnej grocie i że zaśpiewa nieznanym dotąd głosem, a może nawet wyrosną mu skrzydła, a oczy zapłoną szkarłatem. Jego wzory na skórze stały się wyraźniejsze, niż te u ojca. Gdy pomyślał, że to jest przyjemne i dobre, jego jaźń zaakceptowała złożony w niej dar. Po chwili wszystkie zmysły wróciły już do normy.
Wyczerpany ucieczką ojciec nie był świadom co się stało, nie dostrzegł zmiany w synu. If nie przyznał się do kontaktu z obcą istotą. Nie wiedział dlaczego, ale był pewien, że tak będzie lepiej. Dopiero teraz uświadomił sobie, że ta czarna postać to ona, a nie on i może w sposób złudny, odpędził od siebie strach.
Wracali do swojego szmaragdowego świata, a przerażenie opadało z nich powoli.
- Jestem z ciebie dumny mój synu -  powiedział ojciec.
W odpowiedzi If tylko się uśmiechnął. Nie chciał zatrzeć przyjemnego wrażenia pozostałego po kontakcie z Dragonką.
- Prawdopodobnie jesteśmy jedynymi istotami, które przeżyły spotkanie z Dragonami i będziemy mogli o tym wszystkim opowiedzieć. – Ojciec z przekonaniem zapewniał go, że to coś bardzo wyjątkowego i zasługującego na podziw.
Dostrzegł także, że wzory syna stały się wyraźniejsze, co wprawiło go w dobry nastrój i przez co nie mógł doczekać się chwili, gdy pokażą to matce Ifa. Do tej pory miał nadzieję, że syn posiada niezwykłe uzdolnienia, które wkrótce się ujawnią i które będzie rozwijał. Teraz był już tego pewien. Może If odziedziczył zdolność do pozyskiwania muślinu i spryt wykazywany przy tym zajęciu. To byłby powód do zasłużonej dumy. Nie dałby może szansy na przywództwo, lecz zapewniłby wystarczająco godną pozycję wśród współplemieńców. If mógłby wybrać dobrą i wiele znaczącą partnerkę, z którą spłodziłby wspaniałego syna, lub piękną i mądrą córkę i z którą stworzyłby silną rodzinę. W tak dobrym nastroju ojciec jeszcze nie wracał ze zbiorów i zupełnie mu nie przeszkadzało, że nic, prócz dumy i tych krzepiących myśli, ze sobą nie przyniosą.
Po powrocie, malowniczo i ze szczegółami opowiedzieli o tym co im się przytrafiło. Ściślej mówiąc, ojciec opowiedział, a If ograniczył się do potakiwania i podkreślania grozy opowieści milczeniem i zadumą, jakby nie wyszedł jeszcze z szoku. Matka przypatrywała mu się z troską.
- Co się naprawdę wydarzyło? – zmartwiona zapytała męża, gdy zostali już sami.
- To co opowiedzieliśmy. Ledwie uszliśmy z życiem. Ciesz się z nami – odpowiedział swobodnie, wciąż szczęśliwy, jak dziecko nieświadome niebezpieczeństwa.
- Przecież widzę, że coś się w Ifie zmieniło. Jego wzory są wyraźniejsze, ale nie umiem ich zinterpretować – mówiła zmartwiona bardziej do siebie, niż do męża.
- To wspaniale, że stały się wyraźne. Czekaliśmy na to i tak dłużej, niż inni rodzice. Ciągle musisz się zamartwiać? Odziedziczył moje zdolności. Mój wspaniały syn – odpowiedział niezrażony obawami żony i dumny z syna.
- Nie jestem pewna, czy to odziedziczona zdolność. Nie dostrzegasz wyjątkowych splotów na jego skórze? Nie wiesz, że nie powinny w tak krótkim czasie i tak nagle zwiększać swej wyrazistości? Jeszcze wczoraj prawie ich nie było, a teraz widać je bardziej, niż twoje. Takiej anomalii jeszcze nie spotkałam i nie umiem odpowiedzieć, o czym to świadczy. – Jej niepokoju nie uciszyła beztroska męża.
Po tym zdarzeniu obserwowała syna niemal nieustannie. Starała się tego nie pokazywać, żeby mógł zachowywać się swobodnie i naturalnie. Wydoroślał. Stał się mniej dokazującym młodzieńcem, a bardziej młodym mężczyzną. Zaczął przyciągać uwagę dziewcząt i młodych kobiet, które go adorowały i oferowały swoje towarzystwo. Nie unikał ich, lecz nie dawał im nadziei na intymniejsze relacje. Traktował wszystkie jednakowo, bez szybszego bicia serca, bez okazywania, że któraś może stać się jego wybranką. Matka próbowała nakłaniać go do zwierzeń, mając nadzieję, że pozna istotę tej zmiany. Na próżno. Podejrzewała, że syn skrywa mroczną tajemnicę, której nikomu nie zdradzi.
Patrzył teraz na świat z mądrością i dystansem, których nie doświadczają młodzieńcy w jego wieku. Dawało mu to możliwość spojrzenia z bardzo pożytecznej perspektywy na problemy ich życia. Potrafił najprostszymi metodami znaleźć ich rozwiązanie. Taka umiejętność, już wkrótce zapewniła mu wysoką pozycję wśród Humanów, ich szacunek i podziw. Nadal chętnie chodził z ojcem na zbiory muślinu. Od pamiętnego zdarzenia nie zapuszczali się jednak tak daleko w strefę Dragonów.
Niekiedy nocami, szczególnie amarantowymi, śnił o hebanowej postaci. Im bardziej te sny stawały się realistyczne, tym bardziej sprawiało mu to przyjemność. Dawało niemal fizyczne zadowolenie i ukojenie młodych zmysłów. Śnił, że patrzy w migdałowe, szkarłatne oczy Dragonki i dotyka gładkiego, hebanowego ciała, a potem otula się jedwabistymi skrzydłami i przywiera całym sobą do niej. Ona śpiewa tak zmysłowo, że sam także zaczyna śpiewać. Ich splecione ciała żarzą, wymieniając rozkosz. Tęsknił i zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś ją zobaczy. Czy ona przyjdzie po dar, który mu zostawiła na przechowanie. Nie wiedział dokładnie co to jest, ale zdawał sobie sprawę, że to jest coś bardzo dla niej cennego. Dostrzegał, że to go zmienia, że sprawia tęsknotę coraz trudniejszą do zniesienia. Obawiał się, że nie będzie chciała zostawić dla niego swojego świata. Gdzie mieli by się podziać? Nie było miejsca dla nich razem, ani w szmaragdowym świecie, ani tym bardziej w szkarłatnym. Te myśli go zadręczały. Stawał się posępny.
Rodzice byli tym szczerze zmartwieni i próbowali mu pomóc.
- If, synu, wydoroślałeś, jesteś wspaniałym młodzieńcem, ale nie ma w tobie radości. – Ojciec  postanowił porozmawiać z nim jak mężczyzna z mężczyzną. – Może już pora znaleźć jakąś sympatyczną i mądrą dziewczynę. Widzę, że wiele dziewcząt wypatruje za tobą oczy – powiedział ojciec uśmiechając się i puścił do syna oko.
- Po co tato, co to zmieni? – odpowiedział tajemniczo If i zaraz pożałował swoich słów, widząc zatroskaną twarz ojca.
- Może uda ci się którąś chociaż polubić. Taka jest kolej rzeczy. Ja i matka starzejemy się, chcielibyśmy doczekać wnuków.
- Będzie, co ma być – odpowiedział If ucinając temat.
Podobne rozmowy, ojciec, a potem matka, przeprowadzali z nim jeszcze wiele razy. Wreszcie If sam stwierdził, że mają rację i że nie może w nieskończoność się zadręczać.
Najmilej spędzał czas z Kat o zmysłowych bursztynowych oczach i kasztanowych włosach. Jej delikatne wzory na skórze świadczyły o łagodnym usposobieniu, mądrości życiowej i gotowości do poświęceń w przyjaźni. Wiedział, że zaoferowałaby mu nie tylko przyjaźń, gdyby ją zachęcił. Lubił ją. Nigdy nie brakowało im tematów do rozmów i żartów. Potrafili też razem pomilczeć bez skrępowania. Była piękna i choć samą obecnością nie rozpalała w nim ognia, to musiało mu to wystarczyć. Zaprosił ją na spacer w noc spadających meteorów, co w kulturze Humanów oznaczało pewnego rodzaju deklarację lub niedwuznaczną propozycję. Zgodziła się. W okresie spadających meteorów, dzień był bardzo krótki i przez większą część doby panowały ciemności rozświetlane kaskadami szafirowych błysków na niebie. Można było wtedy pójść na bezkresne łąki, umościć sobie gniazdo z miękkich, pachnących traw, przytulic się do kogoś i podziwiać spektakl na czarnym niebie. W taki przyjemny sposób spędzało tę noc wiele par.
If nigdy jeszcze tego nie doświadczył, tak jak jeszcze nie doświadczył bliskości z kobietą. Kat wydawała się podobnie jak on onieśmielona. Włożyła nową sukienkę, podkreślającą ponętne dziewczęce atrybuty, wykonaną ze szczególnie dobrego muślinu. Kiedy ją zobaczył, stwierdził, że mógłby jej zapragnąć. Wzięli ze sobą słodki napój o rozluźniających właściwościach, którego moc potrafiła zniweczyć każde spięcie i poszli w bezkresne morze traw.
Gdy znaleźli się już wystarczająco daleko od innych par, If umościł dla nich wygodne gniazdo, w którym ułożyli się nieśmiało obok siebie. Nie wiedział jak zbliżyć się do tej pięknej dziewczyny, co powinien zrobić, co powiedzieć. Ona okazała się bardziej odważna. Z odrobiną skrępowania przytuliła się do niego, położyła głowę na jego torsie i wsłuchana w przyspieszone bicie serca, obserwowała z zachwytem błyski na niebie.
Jej ciepło, zapach, miękka i przyjemna w dotyku skóra obudziły zmysły i wprawiły w zachwyt jego męskie ciało. Głaskał delikatnie jej włosy, twarz, szyję. Wodził dłońmi po ramionach, wyczuwając pod palcami strukturę jej wzorów, teraz wyraźniejszych z podniecenia. Palce wkradły się pod muślin. Kat także się to podobało. Wyginała gibkie ciało poddając je elektryzującemu dotykowi i mrucząc cichutko. If poznawał ją dotykiem, a wreszcie odważył się posmakować jej ust. Pachniała i smakowała oszałamiająco.
Trawa miękko uginała się pod nimi, łaskocząc i jeszcze bardziej pobudzając. W chwilach rozbłysków, z całkowitej ciemności wyłaniały się ich pałające oczy, a napotkany wzrok przyzwalał na więcej. W tej ciemności rozpłynęła się początkowa nieśmiałość. Jej dłonie poznawały jego wzory i sam ich dotyk przyprawiał o szaleństwo. Cichutkim westchnieniem i subtelnymi ruchami bioder pokazała mu, że sprawia jej to ogromną przyjemność i że go pragnie.
Drżąc z podniecenia i odrobiny zawstydzenia, bo robił to pierwszy raz, przywarł do niej i delikatnie rozsunął jej smukłe nogi. Instynktownie wiedział jak sprawić przyjemność im obojgu. Jego myśli uleciały jak rozbłyski na niebie. Kat dodała do nich swoje i podążała za jego pragnieniem. Szeptała, mruczała i wreszcie krzyknęła, by ją wypełnił i został. I tak się stało. Iluminacje na niebie smagały barwami ich nagie splecione ciała, a oni oboje wiedzieli, że znów ich zapragną i że będą je oglądać całą noc.
Z każdym następnym dniem Kat stawała się dla Ifa coraz ważniejsza. Spędzali ze sobą wszystkie wolne chwile. Sny o hebanowej istocie sprawiały mu mniej bólu. Nie pielęgnował już tęsknoty. Wreszcie postanowił, że ma już swoją wybrankę i wypowiedział magiczne słowa. Stał się teraz jednym z najbardziej szanowanych członków społeczności i wkroczył w dorosłe życie. Zajmował się przede wszystkim doradzaniem innym i rozstrzyganiem ich sporów. Nadal też chodził z ojcem po muślin. Rodzice byli z niego dumni i cieszyli się jego ustatkowaniem, choć matka wciąż miała wątpliwości, których nie umiała wyjaśnić.
Chciał zrobić Kat niespodziankę i podarować jej najpiękniejszy muślin, jaki można zdobyć. Ojciec nie był już tak wytrwały i odporny na trudy jak kiedyś. Zaczynało mu brakować sił na długie wędrówki do strefy szczytów. If postanowił więc wybrać się tam samodzielnie, by korzystając z doświadczenia nabytego przy ojcu, pozyskać cenny skarb dla swej wybranki. Zapuścił się niemal tak daleko, jak w pamiętny półmroczny dzień cudem przeżytego spotkania z Dragonami. Rozłożył kosz i zaczął zbierać muślin o przepięknej barwie żółtobrunatnej ochry z kremowymi akcentami. W wyobraźni widział radość jaką sprawi Kat. Był początek pory półmroku, idealny moment na podjęcie wyzwania. If nie był wystawiony na widok ze szczytu, a światła wystarczało do pozyskania liści. Uwijał się sprawnie i zamierzał zostać tu tylko tak długo, jak to było absolutnie konieczne. Wiedział, że kusi los po raz drugi. Ledwo o tym pomyślał, znad szczytu na ponurym niebie wyłonił się czarny skrzydlaty kształt. Stawał się co raz większy. Nadzwyczaj szybko przybliżał się do miejsca, w którym If starał się wtopić w tło i pozostać niewidzianym. Zmierzał wprost w kierunku kępy muślinu, za którą ukrył się If, jakby to było zaplanowane spotkanie. Tak w istocie było. If zrozumiał to w chwili, w której rozpoznał czarną postać lądującą z niezwykłą gracją tuż przy nim.
Serce zabiło mocniej, nie wiedział czy bardziej z obawy, czy radości ze spotkania, o którym tak długo marzył. Dragonka wyglądała bardzo dostojnie. Stała przed nim górując, dumna, budząca grozę i jeszcze piękniejsza, niż ją zapamiętał. Patrzyła na niego inaczej, niż podczas pierwszego spotkania. Nie widział pogardy i zainteresowania jedynie zjawiskiem, za jakie wtedy go miała. Nie widział też zamiaru zniszczenia go. Patrzyła jak na kogoś, kogo szukało się po całym świecie i wreszcie znalazło, lecz jeszcze się nie wie, czy to dobrze, czy raczej jest to zapowiedź końca. Patrzyła i nic nie myślała do niego, a on stał jak urzeczony i nie chciał przerywać tak pięknego milczenia.
„Nie zdążyłam cię przywołać, a ty już jesteś.”
Sama myśl doświadczona w umyśle spowodowała, że krew zaczęła w nim krążyć szybciej. W środku wrzały te same emocje, które poczuł otrzymując jej dar. Dar ją przywoływał i wyrywał się by do niej wrócić. W Ifie szalała burza, nie mógł okiełznać pragnienia tej istoty.
W jej oczach czaiła się wątpliwość zabarwiona smutkiem. Nie łatwo było zdecydować o odebraniu tego, co mu podarowała, bo nie wiedziała, jakie będą tego konsekwencje. Dotąd żaden Dragon nie złożył cząstki siebie w istocie obcej rasy. Wycofanie daru nawet zdeponowanego w innym Dragonie, było co do zasady niedopuszczalne i możliwe jedynie w bardzo wyjątkowych sytuacjach. Nie było bezpieczne i w niektórych przypadkach kończyło się fatalnie nie tylko dla powiernika ale i dla darczyńcy. Tym bardziej niepewne było w tym jedynym przypadku, w którym związane zostały losy dwóch całkowicie różnych od siebie istot. Przestudiowała wszystkie dostępne informacje na temat wycofania daru i wypytała o to wiedzącą, która ostrzegła, że wycofanie bez akceptacji powiernika wywoła komplikacje nie do powstrzymania. Nie mógł wiedzieć czym jest ten dar, więc nie mógł szczerze zaakceptować jego zwrotu. Była zmuszona wyjaśnić mu to. Wytłumaczenie tego nie było łatwe, zważywszy na kompletny brak wzajemnej znajomości podstawowych zasad rządzących ich odrębnymi światami.
Złożyła swe imponujące skrzydła, usiadła obok niego i pomyślała najprościej, najszczerzej jak mogła :
„To, co ci dałam na przechowanie, to cząstka mnie. Zdolność do miłości i zdolność do oddania się drugiemu. Jeśli ten dar zostaje przekazany, nikt inny, kto go nie otrzymał, nie może mnie posiąść, być moim partnerem lub mnie zdominować. Musiałby najpierw wykraść go tobie, niszcząc cię. Przekazanie go tylko na przechowanie sprawiło, że stałam się pusta, ale pożądający mnie nie mogli mnie mieć. Zyskałam czas, by się wzmocnić. Nie mogli mnie dostać, więc dali mi spokój. Teraz nikt już mnie nie ruszy, jestem najważniejsza.
Możesz mi go oddać, ale nie mogę ci go zabrać. Nie wiem, co się stanie, gdy dostanę go z powrotem. Nie wiem, co będzie z tobą, nie jesteś Dragonem. Może stracisz życie, albo zdolność do miłości i wszelkiej radości, a może nic się nie zmieni. Jeśli mi go nie oddasz, może się uaktywnić tylko, gdy będziemy blisko siebie. To nie jest raczej możliwe, bo nie jesteś Dragonem. Aktywny sprawi, że będziesz mnie pragnął. Nie jesteś Dragonem. Zdecyduj, możesz to zrobić tylko ty, dobrowolnie.”
Patrzył na nią i wiedział, że dar uaktywnił się niemal od razu. Sny i tęsknota przy Kat nieco zelżały, ale wciąż sprawiały, że jego wzory były nienaturalnie piękne i wyraźne. Czuł zamęt w sercu. Pragnął jej, chciał ją poznać, być z nią, dzielić z nią życie. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nic o niej nie wie, nawet jakie nosi imię. W chwili, gdy o tym pomyślał usłyszał w całkowitej ciszy :
„Phaedra.”
I opowiedziała mu o swym życiu. Myślała dla niego o swoim świecie, o zwyczajach Dragonów, o tym jak żyją i mieszkają, o tym kim ona dla nich jest i jak ważne jest, by była i dlaczego najsilniejsi próbowali ją zdominować. Gdy do niego myślała, wydawała się delikatna i subtelna, co było kontrastem dla siły i dzikiego piękna jej postaci. Słuchał i czuł wewnątrz ożywające ciepło rozlewające się po ciele. Patrzył w szkarłatne oczy z dotąd uśpioną namiętnością i pragnął dotykać hebanowej, gładkiej skóry, pod którą rysowały się cudownie skomponowane kształty. Chłonął jej zapach o nieznanych i niepokojących, lecz ekscytujących wręcz nutach. Fascynowały go opływające ją skrzydła, utkane z magicznej materii jej ciała. Były gładkie niczym jedwab, poprzetykane ledwo dostrzegalnymi cieniutkimi niteczkami, szkarłatnymi i błyszczącymi, jak jej oczy. Czuł, że jego oddech stał się łapczywy, a serce przyspieszyło swój rytm. Dotknął nieśmiało jej smukłej dłoni. Bał się, że ją spłoszy lub narazi się na jej gniew. Poczuł się tak, jakby ten dotyk zmienił go w najbardziej szkarłatny rozbłysk na niebie tego obcego świata. Odważył się i pocałował ją, dostrzegłszy w jej oczach odbicie własnego pragnienia. Oddając pocałunek przypieczętowała świadome złożenie w nim swego daru.
Całował zachłannie i namiętnie, nie dbając o to, że być może przesądza o końcu swego istnienia. Jej skrzydła stały się jeszcze bardziej ponętne. Falowały i opływały zmysłowo jej zgrabne ciało, jakby żyły własnym życiem i zachęcały do zbliżenia. Muskały jego skórę, a on odbierał cudowną pieszczotę wywołującą mrowienie. Oswajali siebie nawzajem. On ulegał czarowi alabastrowo gładkiego i idealnie umięśnionego ciała. Jej smukłe palce zakończone karminowymi szponami zachwycały się wzorami na jego skórze. Sprawiało mu to przyjemność odbierającą poczucie rzeczywistości.
Przylgnęła do niego. Teraz on do niej myślał. O tym, że dar już jest aktywny, że jej pragnie, że chce żeby się z nim kochała bez zahamowań i że nie ważne co będzie potem. Myślał co czuje, a ona choć nie wszystko rozumiała, uświadomiła sobie, że chce zaryzykować i zaznać erotycznego spełnienia z tą obcą istotą, której los sama wybrała.
Położyła się wśród muślinu. Wyglądała na jego tle, jak klejnot na aksamitnej podusze. Rozłożyła dostojne skrzydła, teraz trochę sztywniejsze i drżące z podniecenia, a na nich smukłe ramiona i długie zgrabne nogi. Zapraszała. I zrobił to, o czym marzył. Zatracił się w migdałowych oczach pałających taką samą jak jego żądzą. Odebrał jeszcze raz wszystkie wrażenia jakie towarzyszyły złożeniu w nim daru, tylko teraz, z każdym ruchem ulegały one zwielokrotnieniu. Zdawało mu się, że zmysły nie są w stanie wytrzymać tak intensywnych doznań. Dojście do tej granicy było samo w sobie silnym bodźcem erotycznym. Nie zaznałby tego z istotą swojej rasy. Ona także reagowała intensywniej, niż mogłaby z każdym innym Dragonem. Gdy wyprężony i coraz bardziej odważny tańczył w niej, chwyciła go w potężne ramiona i oplotła silnymi udami. Jej twarz jeszcze wypiękniała. Z oczu posypały się szkarłatne iskry. Z ust wydobyła się dotykająca duszę pieśń spełnienia. Trzymając go mocno, wygięła zachwycające ciało i wzleciała razem z nim w mroczne niebo. Każda sekunda w locie pobudzała i wzmagała pożądanie. To było dla niego tak niespodziewane i tak podniecające, że lecąc razem z nią w górę, po chwili wtórował jej pieśni krzykiem spełnienia.
Przywiodła go na szczyt surowej skały, której otoczenia nie mógł zobaczyć w gęstym mroku. Opuściła go delikatnie, a on pomyślał, że nadal jej pragnie. Uśmiechnęła się pięknie i z łobuzerskimi iskierkami w oczach wykonała piruet falując drżącymi skrzydłami. Klęcząc odwróciła się do niego tyłem i pomyślała : „Teraz chcę, żebyś mnie posiadł naprawdę.”
Odgarnął falujące i drżące skrzydła, przysunął się do spiżowych, pięknych bioder i wszedł w nią. Przeżył najwspanialsze doświadczenie. Pieśń i krzyk znowu wypełniły przestworza.
Przytulił ją do siebie i spokojnie pomyślał dla niej, że chce jej oddać otrzymany dar. Zrozumiał to, co i ona wiedziała. Nie ma dla nich razem miejsca w obu światach. Nie chciał, by ta cudowna istota stała się przez niego wyrzutkiem.
W jej spojrzeniu zgasła radość goszcząca jeszcze przed chwilą i pojawiło się smutne zrozumienie. „Dobrze, to twoja decyzja. Odprowadzę cię bliżej twojego świata i tam się rozstaniemy na zawsze. Dziękuję za ….wszystko.”
Zaprotestował w myślach. Chciał żeby to uczyniła teraz, tu na dachu świata, którego nie mógłby bez niej zdobyć. Wahała się przez moment, po czym podeszła do niego uroczyście, przygarnęła do gładkich piersi, a on objął jej ponętną kibić. Trwali tak przez chwilę w czułym splocie. Wreszcie pocałowała go delikatnie, myśląc do niego intensywnie i otwierając swe serce na dar, który miał do niej wrócić. Jego jaźń uwolniła część jej, przechowywaną dotąd z pietyzmem. Oboje rozżarzyli się purpurą. Wiedział co ma robić. Wiedział, że oddaje jej część, którą już uważał za swoją.
Zanim ta potężna energia uleciała z niego na zawsze, spojrzał w smutne szkarłatne oczy, z jeszcze niewygasłym uczuciem. Pomyślał dla niej życzenie szczęścia i szybkim ruchem uwolnił się z ukochanych objęć. Krzyknął „Żegnaj” i skoczył w mroczny bezkres.
Nie mogła tego zrozumieć i nie mogła tego przewidzieć, bo tego w myślach nie planował. To się stało tak szybko, że zanim się zorientowała, co uczynił, było już za późno. Już nie mogła go odnaleźć i ocalić przed upadkiem i roztrzaskaniem się o ostre krawędzie surowych skał.
Oddał jej dar, lecz ona nie była pewna, czy chciała go odzyskać. Teraz nie można już cofnąć zdarzeń, które wynikły z wyrażonej woli. Dar, który jej oddał, nie chronił przed rozpaczą targającą duszę.
Otulona zwiędłymi ze smutku i tęsknoty skrzydłami, zapłakała. Zaśpiewała najbardziej rozdzierającą serce pieśń. Słyszalną w obu światach. Żałobną pieśń na zakończenie życia, zanim się na dobre zaczęło. Będzie śpiewana także w jego świecie, jeszcze przez długie lata.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz