Świat,
na pozór surowy i wymagający wysiłku, był przyjazny dla żyjących w nim istot. Słońce
gościło tu jedynie przez kilka godzin na dobę. Przez większą część roku panował
półmrok. Każdego miesiąca, przez dwa lub trzy kolejne dni nastawał czas
rozbłysków. Rozbłyskami mieszkańcy nazywali niezwykłe zjawisko iluminacji na
nieboskłonie. Tworzyły je liczne błyskawice pojawiające się nagle i tylko na
krótką chwilę, zabarwione amarantowo i szmaragdowo. Pokaz trwał kilka godzin, a
potem znów świat ogarniały szarości.
W
tej krainie nie było ani zimno, ani zbyt upalnie. Nie brakowało wody, czystego
powietrza i pożywienia. Mieszkańcy nie musieli podejmować nadzwyczajnego
wyzwania, by w naturze przetrwać. To jednak nie był świat pokoju. Dwie naczelne
rasy żywiły do siebie czystą, pierwotną nienawiść. Łagodność Humanów przeciwstawiała
się potędze i skłonności do przemocy u Dragonów. Odwieczna wrogość postawiła je
na dwóch biegunach, pomiędzy którymi
panowała silna niechęć. Żadna, nie nękana obecnością drugiej, nie zniżała się
do walki, do próby zdominowania słabszego. To było powodem naturalnego stanu
nie wchodzenia sobie w drogę i zakazu przekraczania granicy, za którą
rozciągały się tereny należące do wroga.
Odkrycie przez Dragonów wtargnięcia na ich teren, dla Humana oznaczało
tragiczny koniec.
Humani
zamieszkiwali rozległe niziny usiane czystymi jeziorami, w których łowili ryby,
mięczaki i wodorosty. Na żyznych terenach uprawiali rośliny przypominające pękate
kalafiory i zbierali pachnące grzyby. Potrafili wytworzyć praktyczną i strojną odzież
z przędzy pajęczaków i liści muślinowych roślin o niezwykłych barwach. Ich
ciała były smukłe i sprężyste. Skóra w kolorze miodu miała fakturę przypominającą
misterne fraktale. Z wiekiem formowały się na niej wzory mieniące się, nie
barwą lecz strukturą, świadczące o charakterze i talentach osobniczych. Współplemieńcy
intuicyjnie rozpoznawali ich znaczenie. Niektóre budziły szacunek dla mądrości,
inne lęk przed porywczością i bezwzględnością, albo podziw dla sprawności rąk
lub umysłu, a jeszcze inne dawały obietnicę szczególnie udanych kontaktów
fizycznych. Nikt nie musiał udawać kogoś, kim nie jest. W
lekko skośnych oczach dostrzegało się krystaliczny turkus, albo bursztynowe
bogactwo, a tylko wyjątkowo kobaltową tajemnicę. Włosy miękkie i jasne jak len,
rude lub kasztanowe, zaplatali w misterne warkocze przylegające do głowy, albo upinali
w kity spływające kaskadą na ramiona. Humanki
były delikatniejsze. Miały subtelniejsze rysy twarzy i mniej wyraźne wzory na
skórze. Ich głosy brzmiały nieco wyżej i bardziej śpiewnie. Ruchy i gesty były
pełniejsze gracji. Większość czasu spędzały na poszukiwaniu odpowiedzi.
Czynnościami praktycznymi zajmowali się Humani. Dbali o schronienie, pożywienie
i wygodę. Opiekowali się dziećmi. Ich wychowanie i pielęgnowanie odpowiednich
wzorów, spoczywało jednak na Humankach.
Dragoni,
świadomi swojej siły, byli mroczni i straszni. Ich postacie były wyższe o
połowę od postaci Humanów, przez co jeszcze smuklejsze. Ciała wydawały się
twarde, gładkie i zimne jak spiż. Kolor skóry, ciemny niczym heban, potrafił
rozżarzyć się ogniście w wyjątkowych chwilach euforii. Kroczyli niemal płynąc,
jakby w następnej sekundzie zamierzali wzbić się do lotu. Ich ramiona
zaopatrzone były w skrzydła. W spoczynku owiewały postać jak jedwabna peleryna.
Prężyły się potęgą mięśni, gdy je rozpościerali by wzlecieć w przestworza, albo
stłamsić wroga. Porozumiewali się mentalnie. Głosu używali jedynie do wyrażania
największych emocji w walce, w gniewie, albo w miłości. Humanom
jawili się jako bezduszni, przypadkowi goście tego świata.
Obie
rasy nie miały sobie nic do zaoferowania, tak dalece sobie zbędne i
antagonistyczne, że wzajemną wrogość miały wkodowaną w genach.
If był jeszcze bardzo młody, gdy
jego ojciec zabierał go na poszukiwanie szczególnie cennego muślinu. Ojciec miał
do tego niezwykły talent, a także odpowiednie wzory. Tylko on był na tyle odważny
i sprytny, by zapuszczać się w strefę surowych szczytów, tak blisko siedlisk
Dragonów, że graniczyło to z brawurą głupców. Od lat wyprawiał się w okolice
granitowych skał, gdzie w wykutych pałacach rezydowali odwieczni i
niebezpieczni wrogowie. Niebo rozbłyskiwało tam już nie amarantem, lecz
budzącym grozę szkarłatem.
Wzory
Ifa jeszcze się nie wykształciły, choć jego ciało było już silne, sprężyste i
umięśnione jak u dorosłego mężczyzny. Jego rodzice ukrywali zmartwienie zbyt
powolnym procesem dojrzewania skóry syna. Nie mogli kształtować młodzieńca zgodnie
z przeznaczeniem, którego nie zdradzały wystarczająco widoczne cechy. Jakby
jego losy jeszcze się ważyły, a jego talenty jeszcze nie były wyznaczone. Sam
If był przekonany, że tak jest dobrze, że samodzielnie będzie mógł kiedyś
zdecydować, co chce w życiu robić. Czuł, że taki stan rzeczy czyni go
wyjątkowym, choć wcale nie lepszym od innych.
Ojciec
i syn wyczekali na półmrok, w którym byli mniej widoczni dla oczu Dragonów. Pora
ta była bezpieczniejsza, ale szarość utrudniała zbiory muślinu. Tylko wyjątkowy
talent ojca dawał nadzieję na zakończenie wyprawy sukcesem. Doszli już,
osłonięci cieniem, do pierwszych podnóży szczytów, gdzie muślin był
najdorodniejszy. Ojciec zbierał go już tam nie raz i jak zwykle miał nadzieję,
że wykona zadanie bez problemów, choć jego serce wypełniał niepokój. If
skradał się za ojcem, naśladując jego ruchy. Podpełzli do otworu w skale,
ziejącego ciemnością i budzącego lęk. Nawet w półmroku, pysznił się tam dorodny
muślin o ciepłej i bardzo przez Humanów
lubianej barwie. Zabrali
się w pośpiechu do jego pozyskania. Ojciec zdjął z pleców kosz, do którego
mieli złożyć muślinowe liście i szybkimi, wyuczonymi ruchami ścinał i układał
delikatne zwoje. Młodzieniec próbował go naśladować i zasłużyć na pochwałę.
Zapomniał o przestrogach ojca i stracił go z oczu. Wszedł głębiej w mroczny
tunel. Dotarł do jaskini, której przestrzeni nie mógł ogarnąć wzrokiem. Dostrzegł szybki ruch.
Ogromna,
ciemna postać wzleciała w górę i z łopotem potężnych skrzydeł spadła na inną
skrzydlatą postać. Przywarła do niej nieustępliwie i owinęła swoimi skrzydłami.
Mniejsza postać próbowała się wyrwać, wydając rozdzierający krzyk. Usiłowała
wzlecieć w górę, co uniemożliwił uchwyt stalowych dłoni silniejszego. Zranił
ciało i uszkodził jedwabne skrzydło, przydając zapewne bólu nie do zniesienia,
któremu towarzyszył pełen żalu skowyt. Mniejsza postać upadła na podłoże
kalecząc ręce i twarz. Próbowała się podnieść, bronić, lecz nie wystarczyło jej
sił. Silniejszy odgarnął jej zwiędłe słabością skrzydła i mocno chwycił długie,
krucze włosy, zniewalając ją ostatecznie. Pochylił ją i klęcząc za nią wszedł w
nią gwałtownie. Wyprężył się, pchnął kilka razy władczo i bezlitośnie,
delektując się posiadaniem. Jego skrzydła sterczały dumnie i słychać było ni to
pieśń, ni złowieszczy warkot. W pewnym momencie okolice brzucha i serca
rozżarzyły się świetlistą purpurą. Warkot przerodził się w niesiony po jaskini
krzyk dominacji. Trwało
to kilka chwil, po czym olbrzym wstał usatysfakcjonowany. Spojrzał złowieszczo
na drugą postać, przekazał jej jakąś niedobrą myśl i odszedł, krocząc pewnie,
zadowolony z tego co się stało, co udowodnił.
If
nie rozumiał czego był świadkiem. Obserwując zajście, odczuwał niemoc i
jednoczesną potrzebę ochronienia leżącej na skalnej podłodze postaci. Chęć
pomocy krzywdzonej istocie, była tak wielka, że niemal uległ bezmyślnemu
instynktowi. Ledwie się powstrzymał, by nie stanąć przeciw ogromnemu i
śmiertelnie niebezpiecznemu Dragonowi. Ten na szczęście go nie zauważył,
zaprzątnięty sobą i swoją potęgą.
Zdominowana
postać podniosła się powoli i wyprostowała uszkodzone skrzydło, które w
miejscu, gdzie było zranione, roniło karmazynowe krople. Do Ifa dotarła
cichutka, bardzo żałosna pieśń. Stał i słuchał urzeczony, a jednocześnie
sparaliżowany strachem. Przecież to także Dragon. Mimo, że skrzywdzony i
zraniony, to nadal odwiecznie wrogi. Młodzieniec był bardzo ciekaw kim jest ta
postać, dlaczego tak została upokorzona i jak wygląda z bliska. Wśród jego
współplemieńców krążyły legendy na temat Dragonów. Mówiono, że są przeraźliwie
brzydcy, niezgrabni, a wręcz pokraczni, wydzielają cuchnący zapach, pożerają
złapanych Humanów i nie mają żadnych uczuć. Jego oczom zaś ukazała się postać
nad wyraz proporcjonalna. Wydawała mu się dziko piękna, choć to co widział
wykraczało poza wszelkie znane mu kanony. Skrzydła
owiewające smukłe ciało budziły podziw. Sama postać była dużo większa, lecz nie
utraciła na gibkości i zwinności, a jej ruchy i gesty były pełne gracji. Nie
wyczuwał tez żadnego smrodu. Co do upodobań kulinarnych i uczuć, wolał w tym
momencie nie przekonywać się o ich istnieniu bądź o ich braku.
Zaczął
się powoli wycofywać, by niezauważony wrócić do ojca i jak najszybciej opuścić
niebezpieczną strefę. Podłoże niemal niedostrzegalnie zachrzęściło pod jego
stopami, ale nawet tak cichy szmer zwrócił uwagę hebanowej postaci. Z kocią
zwinnością przypadła do Ifa i chwyciła go za gardło silną dłonią. Jej długie
palce zakończone były ostrymi szponami. Nie próbował się wyrywać. Strach i
poczucie ostateczności tej chwili, odebrały mu zdolność do jakiegokolwiek
ruchu, czy przedsięwzięcia. Zdołał jedynie spojrzeć w migdałowe oczy zabarwione
szkarłatem i poczuć napastliwe wtargnięcie do swej jaźni. Nie słyszał żadnych
słów, ale poczuł w myślach zadane mu pytanie.
„Kim jesteś marna istoto i
czego tu szukasz?”
Nie
umiał odpowiedzieć, nie wiedział jak. Głos nie mógł się wydobyć z zaciśniętego
gardła. If był tak przestraszony, że nawet najprostsza myśl nie mogła się
uformować w jego umyśle. Hipnotyzujące oczy wpatrywały się w niego natarczywie
i z pewną ciekawością. Oglądały jego ciało, zaciekawione fakturą skóry, na
której zarysowane były delikatne wzory. Z zainteresowaniem przypatrywały się jasnym
włosom upiętym blisko głowy i szukały oznak inteligencji w kobaltowych,
przerażonych oczach. Poczuł myśl Dragona, który ocenił go jako pozbawione
zdolności umysłowych dzikie stworzenie, nieprzydatne do niczego, które należy
zniszczyć. Zdołał pokręcić głową i wycharczał krótkie słowo sprzeciwu. To
zaintrygowało wroga i uścisk nieco zelżał.
„Umiesz się porozumiewać” stwierdził zaskoczony Dragon. Nie
dostrzegł w porę, że u wylotu tunelu pojawił się jeszcze jeden osobnik, podobny
do trzymanego. To ojciec Ifa nadbiegł zdesperowany. Stawiając wszystko na szalę
bezpieczeństwa syna, z krzykiem rzucił się na czarną postać, mierząc w nią
ostrzem noża do pozyskiwania muślinu i nawołując młodzieńca do ucieczki. W
umysłach obu Humanów rozległ się donośny krzyk, który aż zachwiał starszym i
wytrącił mu oręż z ręki : „Stój, nie waż
się!”
Po
chwili obaj zauważyli, że czarna postać sama zadrżała z obawy. Puściła Ifa i nasłuchując
ze strachem w oczach, zaczęła się wycofywać w głąb skały. Wróciła jednak,
szybka jak myśl, którą zdążyła im przekazać : „Uciekajcie głupcy!”
Nie
czekali na lepszą zachętę i najszybciej jak mogli wydostali się z wnętrza skały
na ukrytą ścieżkę wśród muślinu, którą tu dotarli. Biegnąc usłyszeli
rozpaczliwy wizg bólu i upokorzenia. Musiała się tam rozgrywać scena jeszcze
okropniejsza, niż ta, której niemym świadkiem był If.
Uciekali
tak szybko, jak mogli już dłuższy czas. Nagle, w jednym mgnieniu, If opadł z sił,
stracił równowagę i padł bez świadomości. Bez ostrzeżenia poczuł wtargnięcie do
umysłu i nie mógł rozpoznać co się w nim dzieje. Jakby stracił rozum i wszelką
kontrolę nad sobą, jakby ktoś brutalnie przerwał kontakt jego jaźni z jego
ciałem. Ojciec
ostatkiem sił zarzucił bezładne ciało syna na swe ramiona i dociągnął na skraj
młodego zagajnika. Ułożył go wśród gęstych i wysokich krzewów i sam padł obok,
niemal całkowicie wyczerpany. If powoli odzyskiwał kontrolę, choć czuł, że umysł
nie jest mu zupełnie posłuszny, że ktoś nadal go trzyma w mocy. Kiedy sobie to
uświadomił, dotarła do niego myśl obcej istoty. Nie od razu ją poznał. Dopiero,
gdy przestał się bronić, zyskał pewność, że to czarna postać Dragona kontaktuje
się z nim. „Muszę Ci dać coś cennego, co
przechowasz dla mnie. Potem ukryjesz się, by nikt z moich cię nigdy nie
odnalazł i nie dowiedział się o twoim istnieniu. Kiedyś po to przyjdę, gdy będę
już silna. Teraz uciekaj!”
Po
tych przekazanych mu słowach wypełniła go nieznana energia, pokrzepiające
ciepło i błogość. Przez
moment miał poczucie potęgi i panowania nad mocą. Poczuł rozlewającą się
wewnątrz przyjemność, tak ekscytującą, że aż odbierającą oddech. Wydawało mu
się, że za chwilę jego brzuch i klatka piersiowa rozżarzą się jak u olbrzymiego
Dragona w skalnej grocie i że zaśpiewa nieznanym dotąd głosem, a może nawet
wyrosną mu skrzydła, a oczy zapłoną szkarłatem. Jego wzory na skórze stały się
wyraźniejsze, niż te u ojca. Gdy pomyślał, że to jest przyjemne i dobre, jego
jaźń zaakceptowała złożony w niej dar. Po chwili wszystkie zmysły wróciły już
do normy.
Wyczerpany
ucieczką ojciec nie był świadom co się stało, nie dostrzegł zmiany w synu. If
nie przyznał się do kontaktu z obcą istotą. Nie wiedział dlaczego, ale był
pewien, że tak będzie lepiej. Dopiero
teraz uświadomił sobie, że ta czarna postać to ona, a nie on i może w sposób
złudny, odpędził od siebie strach.
Wracali do swojego szmaragdowego
świata, a przerażenie opadało z nich powoli.
-
Jestem z ciebie dumny mój synu - powiedział
ojciec.
W
odpowiedzi If tylko się uśmiechnął. Nie chciał zatrzeć przyjemnego wrażenia
pozostałego po kontakcie z Dragonką.
-
Prawdopodobnie jesteśmy jedynymi istotami, które przeżyły spotkanie z Dragonami
i będziemy mogli o tym wszystkim opowiedzieć. – Ojciec z przekonaniem zapewniał
go, że to coś bardzo wyjątkowego i zasługującego na podziw.
Dostrzegł
także, że wzory syna stały się wyraźniejsze, co wprawiło go w dobry nastrój i przez
co nie mógł doczekać się chwili, gdy pokażą to matce Ifa. Do
tej pory miał nadzieję, że syn posiada niezwykłe uzdolnienia, które wkrótce się
ujawnią i które będzie rozwijał. Teraz był już tego pewien. Może If odziedziczył
zdolność do pozyskiwania muślinu i spryt wykazywany przy tym zajęciu. To byłby
powód do zasłużonej dumy. Nie dałby może szansy na przywództwo, lecz zapewniłby
wystarczająco godną pozycję wśród współplemieńców. If mógłby wybrać dobrą i wiele
znaczącą partnerkę, z którą spłodziłby wspaniałego syna, lub piękną i mądrą
córkę i z którą stworzyłby silną rodzinę. W tak dobrym nastroju ojciec jeszcze
nie wracał ze zbiorów i zupełnie mu nie przeszkadzało, że nic, prócz dumy i
tych krzepiących myśli, ze sobą nie przyniosą.
Po powrocie, malowniczo i ze
szczegółami opowiedzieli o tym co im się przytrafiło. Ściślej mówiąc, ojciec
opowiedział, a If ograniczył się do potakiwania i podkreślania grozy opowieści
milczeniem i zadumą, jakby nie wyszedł jeszcze z szoku. Matka przypatrywała mu
się z troską.
-
Co się naprawdę wydarzyło? – zmartwiona zapytała męża, gdy zostali już sami.
-
To co opowiedzieliśmy. Ledwie uszliśmy z życiem. Ciesz się z nami –
odpowiedział swobodnie, wciąż szczęśliwy, jak dziecko nieświadome
niebezpieczeństwa.
-
Przecież widzę, że coś się w Ifie zmieniło. Jego wzory są wyraźniejsze, ale nie
umiem ich zinterpretować – mówiła zmartwiona bardziej do siebie, niż do męża.
-
To wspaniale, że stały się wyraźne. Czekaliśmy na to i tak dłużej, niż inni
rodzice. Ciągle musisz się zamartwiać? Odziedziczył moje zdolności. Mój
wspaniały syn – odpowiedział niezrażony obawami żony i dumny z syna.
-
Nie jestem pewna, czy to odziedziczona zdolność. Nie dostrzegasz wyjątkowych
splotów na jego skórze? Nie wiesz, że nie powinny w tak krótkim czasie i tak
nagle zwiększać swej wyrazistości? Jeszcze wczoraj prawie ich nie było, a teraz
widać je bardziej, niż twoje. Takiej anomalii jeszcze nie spotkałam i nie umiem
odpowiedzieć, o czym to świadczy. – Jej niepokoju nie uciszyła beztroska męża.
Po
tym zdarzeniu obserwowała syna niemal nieustannie. Starała się tego nie
pokazywać, żeby mógł zachowywać się swobodnie i naturalnie. Wydoroślał. Stał
się mniej dokazującym młodzieńcem, a bardziej młodym mężczyzną. Zaczął przyciągać
uwagę dziewcząt i młodych kobiet, które go adorowały i oferowały swoje towarzystwo.
Nie unikał ich, lecz nie dawał im nadziei na intymniejsze relacje. Traktował
wszystkie jednakowo, bez szybszego bicia serca, bez okazywania, że któraś może
stać się jego wybranką. Matka próbowała nakłaniać go do zwierzeń, mając
nadzieję, że pozna istotę tej zmiany. Na próżno. Podejrzewała, że syn skrywa
mroczną tajemnicę, której nikomu nie zdradzi.
Patrzył teraz na świat z mądrością i
dystansem, których nie doświadczają młodzieńcy w jego wieku. Dawało mu to
możliwość spojrzenia z bardzo pożytecznej perspektywy na problemy ich życia.
Potrafił najprostszymi metodami znaleźć ich rozwiązanie. Taka umiejętność, już
wkrótce zapewniła mu wysoką pozycję wśród Humanów, ich szacunek i podziw. Nadal
chętnie chodził z ojcem na zbiory muślinu. Od pamiętnego zdarzenia nie
zapuszczali się jednak tak daleko w strefę Dragonów.
Niekiedy
nocami, szczególnie amarantowymi, śnił o hebanowej postaci. Im bardziej te sny
stawały się realistyczne, tym bardziej sprawiało mu to przyjemność. Dawało
niemal fizyczne zadowolenie i ukojenie młodych zmysłów. Śnił, że patrzy w
migdałowe, szkarłatne oczy Dragonki i dotyka gładkiego, hebanowego ciała, a
potem otula się jedwabistymi skrzydłami i przywiera całym sobą do niej. Ona
śpiewa tak zmysłowo, że sam także zaczyna śpiewać. Ich splecione ciała żarzą,
wymieniając rozkosz. Tęsknił
i zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś ją zobaczy. Czy ona przyjdzie po dar,
który mu zostawiła na przechowanie. Nie wiedział dokładnie co to jest, ale
zdawał sobie sprawę, że to jest coś bardzo dla niej cennego. Dostrzegał, że to go
zmienia, że sprawia tęsknotę coraz trudniejszą do zniesienia. Obawiał się, że
nie będzie chciała zostawić dla niego swojego świata. Gdzie mieli by się
podziać? Nie było miejsca dla nich razem, ani w szmaragdowym świecie, ani tym
bardziej w szkarłatnym. Te myśli go zadręczały. Stawał się posępny.
Rodzice
byli tym szczerze zmartwieni i próbowali mu pomóc.
-
If, synu, wydoroślałeś, jesteś wspaniałym młodzieńcem, ale nie ma w tobie
radości. – Ojciec postanowił porozmawiać
z nim jak mężczyzna z mężczyzną. – Może już pora znaleźć jakąś sympatyczną i
mądrą dziewczynę. Widzę, że wiele dziewcząt wypatruje za tobą oczy – powiedział
ojciec uśmiechając się i puścił do syna oko.
-
Po co tato, co to zmieni? – odpowiedział tajemniczo If i zaraz pożałował swoich
słów, widząc zatroskaną twarz ojca.
-
Może uda ci się którąś chociaż polubić. Taka jest kolej rzeczy. Ja i matka starzejemy
się, chcielibyśmy doczekać wnuków.
-
Będzie, co ma być – odpowiedział If ucinając temat.
Podobne
rozmowy, ojciec, a potem matka, przeprowadzali z nim jeszcze wiele razy.
Wreszcie If sam stwierdził, że mają rację i że nie może w nieskończoność się
zadręczać.
Najmilej
spędzał czas z Kat o zmysłowych bursztynowych oczach i kasztanowych włosach. Jej
delikatne wzory na skórze świadczyły o łagodnym usposobieniu, mądrości życiowej
i gotowości do poświęceń w przyjaźni. Wiedział, że zaoferowałaby mu nie tylko
przyjaźń, gdyby ją zachęcił. Lubił ją. Nigdy nie brakowało im tematów do rozmów
i żartów. Potrafili też razem pomilczeć bez skrępowania. Była piękna i choć samą
obecnością nie rozpalała w nim ognia, to musiało mu to wystarczyć. Zaprosił
ją na spacer w noc spadających meteorów, co w kulturze Humanów oznaczało
pewnego rodzaju deklarację lub niedwuznaczną propozycję. Zgodziła się. W
okresie spadających meteorów, dzień był bardzo krótki i przez większą część
doby panowały ciemności rozświetlane kaskadami szafirowych błysków na niebie.
Można było wtedy pójść na bezkresne łąki, umościć sobie gniazdo z miękkich,
pachnących traw, przytulic się do kogoś i podziwiać spektakl na czarnym niebie.
W taki przyjemny sposób spędzało tę noc wiele par.
If
nigdy jeszcze tego nie doświadczył, tak jak jeszcze nie doświadczył bliskości z
kobietą. Kat
wydawała się podobnie jak on onieśmielona. Włożyła nową sukienkę, podkreślającą
ponętne dziewczęce atrybuty, wykonaną ze szczególnie dobrego muślinu. Kiedy ją
zobaczył, stwierdził, że mógłby jej zapragnąć. Wzięli ze sobą słodki napój o
rozluźniających właściwościach, którego moc potrafiła zniweczyć każde spięcie i
poszli w bezkresne morze traw.
Gdy
znaleźli się już wystarczająco daleko od innych par, If umościł dla nich
wygodne gniazdo, w którym ułożyli się nieśmiało obok siebie. Nie wiedział jak zbliżyć się do tej pięknej dziewczyny, co powinien zrobić, co
powiedzieć. Ona okazała się bardziej odważna. Z odrobiną skrępowania przytuliła
się do niego, położyła głowę na jego torsie i wsłuchana w przyspieszone bicie
serca, obserwowała z zachwytem błyski na niebie.
Jej
ciepło, zapach, miękka i przyjemna w dotyku skóra obudziły zmysły i wprawiły w
zachwyt jego męskie ciało. Głaskał delikatnie jej włosy, twarz, szyję. Wodził
dłońmi po ramionach, wyczuwając pod palcami strukturę jej wzorów, teraz
wyraźniejszych z podniecenia. Palce wkradły się pod muślin. Kat
także się to podobało. Wyginała gibkie ciało poddając je elektryzującemu
dotykowi i mrucząc cichutko. If poznawał ją dotykiem, a wreszcie odważył się
posmakować jej ust. Pachniała i smakowała oszałamiająco.
Trawa
miękko uginała się pod nimi, łaskocząc i jeszcze bardziej pobudzając. W
chwilach rozbłysków, z całkowitej ciemności wyłaniały się ich pałające oczy, a
napotkany wzrok przyzwalał na więcej. W tej ciemności rozpłynęła się początkowa
nieśmiałość. Jej dłonie poznawały jego wzory i sam ich dotyk przyprawiał o
szaleństwo. Cichutkim westchnieniem i subtelnymi ruchami bioder pokazała mu, że
sprawia jej to ogromną przyjemność i że go pragnie.
Drżąc
z podniecenia i odrobiny zawstydzenia, bo robił to pierwszy raz, przywarł do
niej i delikatnie rozsunął jej smukłe nogi. Instynktownie wiedział jak sprawić
przyjemność im obojgu. Jego
myśli uleciały jak rozbłyski na niebie. Kat dodała do nich swoje i podążała za
jego pragnieniem. Szeptała, mruczała i wreszcie krzyknęła, by ją wypełnił i
został. I tak się stało. Iluminacje na niebie smagały barwami ich nagie splecione
ciała, a oni oboje wiedzieli, że znów ich zapragną i że będą je oglądać całą
noc.
Z
każdym następnym dniem Kat stawała się dla Ifa coraz ważniejsza. Spędzali ze
sobą wszystkie wolne chwile. Sny o hebanowej istocie sprawiały mu mniej bólu. Nie
pielęgnował już tęsknoty. Wreszcie
postanowił, że ma już swoją wybrankę i wypowiedział magiczne słowa. Stał się
teraz jednym z najbardziej szanowanych członków społeczności i wkroczył w dorosłe
życie. Zajmował się przede wszystkim doradzaniem innym i rozstrzyganiem ich
sporów. Nadal też chodził z ojcem po muślin. Rodzice byli z niego dumni i
cieszyli się jego ustatkowaniem, choć matka wciąż miała wątpliwości, których
nie umiała wyjaśnić.
Chciał zrobić Kat niespodziankę i
podarować jej najpiękniejszy muślin, jaki można zdobyć. Ojciec nie był już tak wytrwały
i odporny na trudy jak kiedyś. Zaczynało mu brakować sił na długie wędrówki do
strefy szczytów. If postanowił więc wybrać się tam samodzielnie, by korzystając
z doświadczenia nabytego przy ojcu, pozyskać cenny skarb dla swej wybranki.
Zapuścił się niemal tak daleko, jak w pamiętny półmroczny dzień cudem
przeżytego spotkania z Dragonami. Rozłożył
kosz i zaczął zbierać muślin o przepięknej barwie żółtobrunatnej ochry z
kremowymi akcentami. W wyobraźni widział radość jaką sprawi Kat. Był początek
pory półmroku, idealny moment na podjęcie wyzwania. If nie był wystawiony na
widok ze szczytu, a światła wystarczało do pozyskania liści. Uwijał się
sprawnie i zamierzał zostać tu tylko tak długo, jak to było absolutnie
konieczne. Wiedział, że kusi los po raz drugi. Ledwo o tym pomyślał, znad
szczytu na ponurym niebie wyłonił się czarny skrzydlaty kształt. Stawał się co
raz większy. Nadzwyczaj szybko przybliżał się do miejsca, w którym If starał
się wtopić w tło i pozostać niewidzianym. Zmierzał wprost w kierunku kępy
muślinu, za którą ukrył się If, jakby to było zaplanowane spotkanie. Tak w
istocie było. If zrozumiał to w chwili, w której rozpoznał czarną postać
lądującą z niezwykłą gracją tuż przy nim.
Serce
zabiło mocniej, nie wiedział czy bardziej z obawy, czy radości ze spotkania, o
którym tak długo marzył. Dragonka
wyglądała bardzo dostojnie. Stała przed nim górując, dumna, budząca grozę i jeszcze
piękniejsza, niż ją zapamiętał. Patrzyła na niego inaczej, niż podczas
pierwszego spotkania. Nie widział pogardy i zainteresowania jedynie zjawiskiem,
za jakie wtedy go miała. Nie widział też zamiaru zniszczenia go. Patrzyła jak
na kogoś, kogo szukało się po całym świecie i wreszcie znalazło, lecz jeszcze
się nie wie, czy to dobrze, czy raczej jest to zapowiedź końca. Patrzyła i nic
nie myślała do niego, a on stał jak urzeczony i nie chciał przerywać tak
pięknego milczenia.
„Nie zdążyłam cię przywołać, a
ty już jesteś.”
Sama
myśl doświadczona w umyśle spowodowała, że krew zaczęła w nim krążyć szybciej.
W środku wrzały te same emocje, które poczuł otrzymując jej dar. Dar ją
przywoływał i wyrywał się by do niej wrócić. W Ifie szalała burza, nie mógł okiełznać
pragnienia tej istoty.
W
jej oczach czaiła się wątpliwość zabarwiona smutkiem. Nie łatwo było zdecydować
o odebraniu tego, co mu podarowała, bo nie wiedziała, jakie będą tego
konsekwencje. Dotąd żaden Dragon nie złożył cząstki siebie w istocie obcej
rasy. Wycofanie daru nawet zdeponowanego w innym Dragonie, było co do zasady
niedopuszczalne i możliwe jedynie w bardzo wyjątkowych sytuacjach. Nie było bezpieczne
i w niektórych przypadkach kończyło się fatalnie nie tylko dla powiernika ale i
dla darczyńcy. Tym bardziej niepewne było w tym jedynym przypadku, w którym
związane zostały losy dwóch całkowicie różnych od siebie istot. Przestudiowała
wszystkie dostępne informacje na temat wycofania daru i wypytała o to wiedzącą,
która ostrzegła, że wycofanie bez akceptacji powiernika wywoła komplikacje nie
do powstrzymania. Nie
mógł wiedzieć czym jest ten dar, więc nie mógł szczerze zaakceptować jego zwrotu.
Była zmuszona wyjaśnić mu to. Wytłumaczenie tego nie było łatwe, zważywszy na
kompletny brak wzajemnej znajomości podstawowych zasad
rządzących ich odrębnymi światami.
Złożyła
swe imponujące skrzydła, usiadła obok niego i pomyślała najprościej,
najszczerzej jak mogła :
„To, co ci dałam na
przechowanie, to cząstka mnie. Zdolność do miłości i zdolność do oddania się
drugiemu. Jeśli ten dar zostaje przekazany, nikt inny, kto go nie otrzymał, nie
może mnie posiąść, być moim partnerem lub mnie zdominować. Musiałby najpierw
wykraść go tobie, niszcząc cię. Przekazanie go tylko na
przechowanie sprawiło, że stałam się pusta, ale pożądający mnie nie mogli mnie
mieć. Zyskałam czas, by się wzmocnić. Nie mogli mnie dostać, więc dali mi
spokój. Teraz nikt już mnie nie ruszy, jestem najważniejsza.
Możesz mi go oddać, ale nie
mogę ci go zabrać. Nie wiem, co się stanie, gdy dostanę go z powrotem. Nie
wiem, co będzie z tobą, nie jesteś Dragonem. Może stracisz życie, albo zdolność
do miłości i wszelkiej radości, a może nic się nie zmieni. Jeśli mi go nie
oddasz, może się uaktywnić tylko, gdy będziemy blisko siebie. To nie jest
raczej możliwe, bo nie jesteś Dragonem. Aktywny sprawi, że będziesz mnie
pragnął. Nie jesteś Dragonem. Zdecyduj, możesz to zrobić tylko ty, dobrowolnie.”
Patrzył
na nią i wiedział, że dar uaktywnił się niemal od razu. Sny i tęsknota przy Kat
nieco zelżały, ale wciąż sprawiały, że jego wzory były nienaturalnie piękne i
wyraźne. Czuł zamęt w sercu. Pragnął jej, chciał ją poznać, być z nią, dzielić
z nią życie. Jednocześnie zdawał sobie sprawę, że nic o niej nie wie, nawet
jakie nosi imię. W chwili, gdy o tym pomyślał usłyszał w całkowitej ciszy :
„Phaedra.”
I
opowiedziała mu o swym życiu. Myślała dla niego o swoim świecie, o zwyczajach
Dragonów, o tym jak żyją i mieszkają, o tym kim ona dla nich jest i jak ważne
jest, by była i dlaczego najsilniejsi próbowali ją zdominować. Gdy
do niego myślała, wydawała się delikatna i subtelna, co było kontrastem dla siły
i dzikiego piękna jej postaci. Słuchał i czuł wewnątrz ożywające ciepło
rozlewające się po ciele. Patrzył w szkarłatne oczy z dotąd uśpioną
namiętnością i pragnął dotykać hebanowej, gładkiej skóry, pod którą rysowały
się cudownie skomponowane kształty. Chłonął jej zapach o nieznanych i niepokojących,
lecz ekscytujących wręcz nutach. Fascynowały go opływające ją skrzydła, utkane
z magicznej materii jej ciała. Były gładkie niczym jedwab, poprzetykane ledwo
dostrzegalnymi cieniutkimi niteczkami, szkarłatnymi i błyszczącymi, jak jej
oczy. Czuł, że jego oddech stał się łapczywy, a serce przyspieszyło swój rytm.
Dotknął nieśmiało jej smukłej dłoni. Bał się, że ją spłoszy lub narazi się na jej
gniew. Poczuł się tak, jakby ten dotyk zmienił go w najbardziej szkarłatny
rozbłysk na niebie tego obcego świata. Odważył się i pocałował ją, dostrzegłszy
w jej oczach odbicie własnego pragnienia. Oddając pocałunek przypieczętowała świadome
złożenie w nim swego daru.
Całował
zachłannie i namiętnie, nie dbając o to, że być może przesądza o końcu swego
istnienia. Jej
skrzydła stały się jeszcze bardziej ponętne. Falowały i opływały zmysłowo jej
zgrabne ciało, jakby żyły własnym życiem i zachęcały do zbliżenia. Muskały jego
skórę, a on odbierał cudowną pieszczotę wywołującą mrowienie. Oswajali
siebie nawzajem. On ulegał czarowi alabastrowo gładkiego i idealnie umięśnionego
ciała. Jej smukłe palce zakończone karminowymi szponami zachwycały się wzorami
na jego skórze. Sprawiało mu to przyjemność odbierającą poczucie
rzeczywistości.
Przylgnęła
do niego. Teraz on do niej myślał. O tym, że dar już jest aktywny, że jej
pragnie, że chce żeby się z nim kochała bez zahamowań i że nie ważne co będzie
potem. Myślał co czuje, a ona choć nie wszystko rozumiała, uświadomiła sobie,
że chce zaryzykować i zaznać erotycznego spełnienia z tą obcą istotą, której
los sama wybrała.
Położyła
się wśród muślinu. Wyglądała na jego tle, jak klejnot na aksamitnej podusze.
Rozłożyła dostojne skrzydła, teraz trochę sztywniejsze i drżące z podniecenia,
a na nich smukłe ramiona i długie zgrabne nogi. Zapraszała. I zrobił to, o czym
marzył. Zatracił się w migdałowych oczach pałających taką samą jak jego żądzą.
Odebrał jeszcze raz wszystkie wrażenia jakie towarzyszyły złożeniu w nim daru,
tylko teraz, z każdym ruchem ulegały one zwielokrotnieniu. Zdawało mu się, że
zmysły nie są w stanie wytrzymać tak intensywnych doznań. Dojście do tej
granicy było samo w sobie silnym bodźcem erotycznym. Nie zaznałby tego z istotą
swojej rasy. Ona także reagowała intensywniej, niż mogłaby z każdym innym
Dragonem. Gdy wyprężony i coraz bardziej odważny tańczył w niej, chwyciła go w
potężne ramiona i oplotła silnymi udami. Jej twarz jeszcze wypiękniała. Z oczu
posypały się szkarłatne iskry. Z ust wydobyła się dotykająca duszę pieśń
spełnienia. Trzymając go mocno, wygięła zachwycające ciało i wzleciała razem z
nim w mroczne niebo. Każda sekunda w locie pobudzała i wzmagała pożądanie. To
było dla niego tak niespodziewane i tak podniecające, że lecąc razem z nią w
górę, po chwili wtórował jej pieśni krzykiem spełnienia.
Przywiodła
go na szczyt surowej skały, której otoczenia nie mógł zobaczyć w gęstym mroku. Opuściła
go delikatnie, a on pomyślał, że nadal jej pragnie. Uśmiechnęła się pięknie i z
łobuzerskimi iskierkami w oczach wykonała piruet falując drżącymi skrzydłami. Klęcząc
odwróciła się do niego tyłem i pomyślała : „Teraz
chcę, żebyś mnie posiadł naprawdę.”
Odgarnął
falujące i drżące skrzydła, przysunął się do spiżowych, pięknych bioder i
wszedł w nią. Przeżył najwspanialsze doświadczenie. Pieśń i krzyk znowu
wypełniły przestworza.
Przytulił
ją do siebie i spokojnie pomyślał dla niej, że chce jej oddać otrzymany dar.
Zrozumiał to, co i ona wiedziała. Nie ma dla nich razem miejsca w obu światach.
Nie chciał, by ta cudowna istota stała się przez niego wyrzutkiem.
W
jej spojrzeniu zgasła radość goszcząca jeszcze przed chwilą i pojawiło się
smutne zrozumienie. „Dobrze, to twoja
decyzja. Odprowadzę cię bliżej twojego świata i tam się rozstaniemy na zawsze.
Dziękuję za ….wszystko.”
Zaprotestował
w myślach. Chciał żeby to uczyniła teraz, tu na dachu świata, którego nie
mógłby bez niej zdobyć. Wahała
się przez moment, po czym podeszła do niego uroczyście, przygarnęła do gładkich
piersi, a on objął jej ponętną kibić. Trwali tak przez chwilę w czułym splocie.
Wreszcie pocałowała go delikatnie, myśląc do niego intensywnie i otwierając swe
serce na dar, który miał do niej wrócić. Jego jaźń uwolniła część jej,
przechowywaną dotąd z pietyzmem. Oboje
rozżarzyli się purpurą. Wiedział co ma robić. Wiedział, że oddaje jej część,
którą już uważał za swoją.
Zanim
ta potężna energia uleciała z niego na zawsze, spojrzał w smutne szkarłatne
oczy, z jeszcze niewygasłym uczuciem. Pomyślał dla niej życzenie szczęścia i
szybkim ruchem uwolnił się z ukochanych objęć. Krzyknął „Żegnaj” i skoczył w mroczny bezkres.
Nie
mogła tego zrozumieć i nie mogła tego przewidzieć, bo tego w myślach nie
planował. To się stało tak szybko, że zanim się zorientowała, co uczynił, było
już za późno. Już nie mogła go odnaleźć i ocalić przed upadkiem i
roztrzaskaniem się o ostre krawędzie surowych skał.
Oddał
jej dar, lecz ona nie była pewna, czy chciała go odzyskać. Teraz nie można już
cofnąć zdarzeń, które wynikły z wyrażonej woli. Dar,
który jej oddał, nie chronił przed rozpaczą targającą duszę.
Otulona
zwiędłymi ze smutku i tęsknoty skrzydłami, zapłakała. Zaśpiewała najbardziej
rozdzierającą serce pieśń. Słyszalną w obu światach. Żałobną pieśń na
zakończenie życia, zanim się na dobre zaczęło. Będzie śpiewana także w jego
świecie, jeszcze przez długie lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz