Rozpadłam się na kawałki i wciąż nie
umiem złożyć swojego życia w całość.
Czy
było to przyczyną, czy skutkiem najrealniejszego faktu, że on odszedł,
wyprowadził się z mojego świata? Stworzył własny, odrębny, w którym nie
przewidział dla mnie miejsca. Zostało już zajęte, zapełnione czymś innym, niż
ja, a może kimś innym. Inną kobietą, albo innymi kobietami. Nie godzę się z
tym.
Ta
myśl, jak wiele smutniejszych, nie pozwalają się pozbierać.
Wciąż
jednak odrobinę wierzę, że uda się przywrócić świat w istnieniu sprzed mojego
szaleństwa.
Nie
powinnam sobie na nie pozwolić, teraz to wiem.
Czemu
mnie nie zatrzymał? Czemu potem zbyt surowo ukarał?
Czekam,
by uznał, że kara już została wykonana, by pozwolił mi wymazać z pamięci winę,
by sam ją wymazał ze swojej.
Poprosiłam, żeby przyjechał, pod
wieczór, pod wymyślonym pretekstem. Takie gierki go irytują, ale czasem trzeba
zaryzykować. Zorganizowałam wszystko tak, żebyśmy mogli spędzić sami kilka
godzin.
Przyjechał
z chłodem w oczach i dystansem w całej reszcie siebie. Ja wręcz przeciwnie,
przywitałam go uśmiechnięta, bez zwykłej pretensji i wrednego zrzędzenia,
zadowolona z chwili i życia. Zaskoczyłam go i choć nie dowierzał, chłodu w
oczach ubywało.
Przygotowałam
popisowy poemat kulinarny i pyszną kawę, taką jak lubi. Nie uciekł, nie
przestraszył się spreparowanej intymności. Uznałam to za dobrą wróżbę.
Przyjemna
rozmowa o rzeczach ważnych i tych błahostkach, które składają się na jeszcze
nasz świat, bardzo powoli i tylko odrobinę go rozluźniła, ale to mi wystarczyło.
Kiedyś widział mnie taką. Chcę, żeby znowu zobaczył.
Wzbraniał
się, ale jednak pozwolił sobie na lampkę wytrawnej czerwieni, smakującej
najwyborniej w duecie. Wybłyszczała moje oczy i rozpromieniła nastrój.
Sprawiła, że jeszcze troszkę wysunął się ze swej kryjówki obcego.
Tak
bym chciała dotykać, głaskać, całować i pieścić. Tak bym chciała otrzymać
odwzajemnioną pieszczotę. Dostanę! Tylko nie mogę jej spłoszyć.
Muszę
tylko sprawić, że zapomni o mojej złości, o pogubieniu i niezgodzie we mnie
samej, o tym co złego było, jeszcze jest, co zrobiłam.
Nie
mówię o przyszłości i o przeszłości. Sprawiam, że dla nas obojga na chwilę
liczy się tu i teraz.
To
daje nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, jeszcze mnie nie wymazał.
Powolutku,
niepostrzeżenie, milimetrami przybliżam się. Jestem dobra dla siebie i dla
niego.
Zbieram
w sobie całą odwagę i skaczę głową w dół, odnajdując jego usta i kradnąc
pocałunek, który kiedyś, jak wiele innych, należał do mnie. Patrzymy sobie w
oczy, całą wieczność.
Moje
tłumaczą, że upadek mam już za sobą, podniosłam się i stąpam na własnych
nogach.
Jego,
nie wierzą, nie potrafią … kłamać. Są jak sztylet w serce.
Może
źle zrozumiałam, na opak. Nie, nie mogłam dostrzec w nich rozstania,
bezpowrotnego i ostatecznego. Przecież powtarzał, że nigdy nie wiadomo, co się
może zdarzyć.
Wmawiam
sobie, że jego dotyk na moim policzku, czuły i wyrozumiały, rekompensuje tę
pomyłkę i wynagradza połamanemu sercu. Oczami pełnymi łez przygarniam jego
ciepłą dłoń do siebie i zapraszam, żeby jeszcze raz mnie poznał. Niech uda mu
się zachwycić od nowa i znaleźć odpowiedź na ten zachwyt.
Fantazjuję,
że nasze ciała przypominają sobie wszystkie niegdyś ukochane ruchy, gesty,
zapach i upragniony smak. Że znowu zatracamy się w ich tańcu. On mnie całuje i
akceptuje pieszczotą, a ja odpowiadam tam, gdzie zawsze się unosił. Tylko my to
znamy, to tylko nasze upojenie, nic nie jest w stanie tego powtórzyć i choćby
zbliżyć się do ideału. On wnika we mnie, wypełnia i zostawia mi cząstkę siebie,
jak dawniej. Ja dla niego śpiewam pieśń rozkoszy. Wreszcie, spełnieni,
zasypiamy w swych odnalezionych objęciach. Bezpieczni, w wymiarze, w którym po
nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój.
Nie,
to co było jest dla niego jeszcze nieodwracalne.
Tym
razem marzenia się nie spełniają. Pryskają jak bańka mydlana, a mój czar pryska
razem z niespełnieniem w rzeczywistości.
Bo
… po kolacji on wstaje, dziękuje za spędzone chwile i z nieukrywanym chłodem w
oczach i sercu wychodzi, nie doczekawszy się powrotu dzieci, które zostały u
dziadków na noc.
Powraca
rozpacz i cień przesłania duszę. Serce znów udaje rozsypane puzzle. Za nimi
pojawia się gniew i złośliwość. Cholerne oczy są uparcie suche i nie mogą
znaleźć ukojenia, a usta już nie mogą krzyczeć z bezsilności.
Nie
tym razem, ale to jeszcze nie koniec walki. Będę próbować i próbować. Nie
zawsze będzie mnie stać, by znosić brak jego powrotu stoicko, z podniesioną
głową. Jeszcze nie zaakceptowałam jego obecnego życia beze mnie. Zostały mi
dzieci, które są już tylko moje, choć jeszcze mogą być nasze.
Chcę,
by wrócił i nadal kochał, bez względu na to, co zrobiłam i czego zaniechałam,
co pomyślałam i wykreowałam. Chcę zapełnić miejsce w jego świecie, które
powinno być zawsze dla mnie.
Jeszcze
nie jestem gotowa na pytanie, czy on też tego chce. Jeszcze się nie
zastanawiam, czy to jest istotne.
Czy
od nowa, jak dawniej, jest możliwe?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz