sobota, 7 marca 2015

Trójkąt nienazwany



1.
K
Tę małą smarkulę polubiłem od pierwszego wejrzenia. Była moja, albo tylko tak mi się wydawało, cholernemu romantykowi.
Z szarej myszki uczyniłem Ją królową i nie dostrzegłem, że stała się nią nie tylko dla mnie.
Teraz, mógłbym ją zabić, gdybym tylko przestał.
Łatwiej byłoby przyjąć, choć nie bez uszczerbku dla dumy, że dałem się wyrolować młodej siksie, niż zrozumieć co się stało naprawdę.
Ona, to tylko jeden z elementów układanki.
Drugi … na myśl o nim, ciśnienie rozsadza żyły.
Jacek, to kolejna moja pomyłka.
Stary dureń, straciłem czujność i dałem się wodzić za nos dwojgu smarkaczom.
Kochałem go niczym młodszego brata. Zabierałem wszędzie, przedstawiałem w towarzystwie, wprowadziłem w mój świat, uczyniłem asystentem wtajemniczonym w sprawy, jak nikt inny, był niemal moim zastępcą.
Było mu mało?
Miał na skinienie każdą laskę, nie tylko dlatego, że żadna nie śmiała odmówić mnie, więc jemu także.
Ale ten niewdzięczny skurwiel musiał wziąć jaszcze Ją!
Gdy znikałem na kilka dni, kazałem się Nią zajmować i pilnować jak oka w głowie, w mojej głowie.
Zastanawiam się, czy moje rotwailery wiedziały o ich schadzkach. Jeśli tak, to polecą głowy.
Jeszcze nie czas na zmianę na tronie, jeszcze mam jaja i jeszcze potrafię przegryźć niejedną aortę.
Tylko co to da? Choćbym wyrżnął ich wszystkich, nie poczuję spokoju. Zadręczam się tą myślą, jak baba.
Najbardziej żal, że nie zobaczę już tych bezczelnych roześmianych oczu, przerażająco błękitnych, w drobnej twarzyczce kobiety dziecka. Nie stwierdzę, ze zdumieniem, że zmieniam się przy niej w bezbronne, ufne zwierzę, z którym może zrobić dosłownie wszystko, co zechce.
            Kiedy ich przyłapałem, podpuszczony przez któregoś z przydupasów, wściekłem się na maksa, ale gdy Ją zobaczyłem prawie nagą i tak ciało zareagowało, męska siła i pożądanie wybuchły niczym gejzer.
Kazałem Jackowi patrzeć, jak sobie z Nią poczynam.
To miało być zaznaczenie własności i pokazanie rywalowi, że jest nikim.
Szalejący gniew chciałem ugasić upokorzeniem jego i ukaraniem Jej.
Zagroziłem, że go zabiję, jeśli nie zostanie i nie będzie patrzył, a Ona nie zrobi dobrowolnie wszystkiego, by mnie zadowolić. Wiedzieli, że jestem rozjuszony, totalnie wkurwiony i zdolny do wszystkiego.
Błękitne oczy pełne łez szukały we mnie zrozumienia i odpuszczenia, których nie miałem. Widziały tylko złość i żal, poczucie zdrady i ukrywaną pod płaszczem władzy rozpacz.
            Pocałowała mnie inaczej, niż kiedykolwiek, jakby na pożegnanie. Przestała zważać na obecność Jacka i na konsekwencje tego, co miał zobaczyć.
Bez słowa rozpięła mi koszulę, odpięła pasek i spodnie, opuściła je do kolan, razem z bielizną. Sama była tylko w staniku, stringach i pończochach, których jeszcze nie zdążyli się pozbyć, choć już niewiele brakowało.
Zamknęła oczy, zamknęła się w sobie i stała się ucieleśnieniem kobiecego erotyzmu, tylko to się w tej chwili liczyło, tylko to dla mnie istniało.
Wodziła koniuszkiem języka po mojej szyi, ramionach i torsie, siedząc na mnie i drżąc, jakby robiła to po raz pierwszy. Jej zapach, smak ust i delikatny dotyk, trochę mnie rozluźniły. Starałem się na chwilę zapomnieć o bólu i złości.
Zsunęła się z mych kolan i uklękła między nimi. Chwyciła za biodra i opuściła je nieco, ułatwiając sobie dostęp do mojej sztywnej maczugi.
Wplotłem dłonie w jej jasne włosy i skierowałem piękną głowę, by dotarła ustami tam gdzie pragnąłem. Nie chciałem by zbyt szybko mnie zadowoliła, musiałem Ją kontrolować i trzymać na smyczy.
Smarkula miała do tego talent, jak żadna. Potrafiła wziąć go tak głęboko, że niemal czułem się wchłonięty w całości, zatracony. Gdy mając go całego w ustach, omiatała jeszcze z każdej strony elastycznym językiem, gibkim niczym wąż, wzdychałem i jęczałem, nic sobie nie robiąc z wrogiego towarzystwa zbrukanego rywala.
Czułem, że zbliża mnie do szczytu.
Odsunąłem niemal siłą jej głowę i wysapałem, że chcę Ją tak, jak lubi.
Patrzyłem Jej w oczy i nie mogłem zrozumieć, co mówią, ale na pewno mnie nie studziły.
Ułożyła się na kanapie, zwieszając od talii ku podłodze. Zawsze mnie podniecał widok zarysowanych żeber, piersi sterczących ku górze i jakaś bezbronność w odchylonej w dół szyi i głowie, rozsypane na podłodze włosy falujące w rytm moich pchnięć. Złączone uda i Jej naprężone twarde pośladki sprawiały, że poruszając się w ciasnej szparce, doznaję wszystkiego co boskie intensywniej.
Chciałem, żeby lekcja dla Jacka była dłuższa. Zapomniałem jednak o nim i skupiłem się tylko na Niej i sobie w Niej.
Zaczęła oddychać jeszcze szybciej i cichutko jęczeć. Dotknęła palcami miejsca, w którym wsuwałem się w Nią, a ten dotyk był przeznaczony dla nas obojga i oboje jeszcze bardziej nakręcił.
Już nie byłem w stanie tego zatrzymać. Czułem, że zaczyna się wiercić, dotykając mną siebie tam, gdzie za chwilę ogarnie Ją szał. Gdy w Niej wybuchnąłem, dając temu głośno wyraz, poczułem Jej orgazm i wiedziałem, że nie był udawany.
Jacek też to wiedział, patrzył na to zimnymi oczami, które mogłyby zabić.
Mnie, czy Ją?
Zdziwiło mnie, że nie poczułem satysfakcji z poniżenia go.
Usiadła, otuliła się ramionami i patrzyła z niemym zrozpaczonym pytaniem, to na mnie, to na Jacka.
Wyszedłem. Decyzję musi podjąć sama.

2.
Marta

Opowiem o miłości i bólu, które przeplatają się w marnym życiu.
Mając 16 lat poznałam kilka lat starszą koleżankę, charyzmatyczną i pewną siebie Olgę. Otoczyła mnie opieką i traktowała jak młodszą siostrę. Była dla mnie ważna i cieszyłam się jej akceptacją i serdecznością. Cokolwiek robiłam, miałam nadzieję, że to pochwali. Stałyśmy się prawie nierozłączne.
Poznała mnie ze swoim przyjacielem, którego znała od dzieciństwa, synem przyjaciół jej rodziców, z Jackiem. Niestety nie zdradziła mi od razu, że znaczy on dla niej dużo więcej, niż na to wygląda.
A ja pozwoliłam sobie, by polubić Jacka, pozwoliłam, by on polubił mnie. Z każdym spotkaniem bardziej. Zaczęliśmy się spotykać sami. Szwędaliśmy się razem co raz częściej i co raz chętniej.
Zakochałam się. W sercu skowronki, w brzuchu motyle.
Olga dostrzegła co się dzieje i stała się jedzą, czasem furią, dla której nagle byłam tylko głupią smarkulą, ośmieszaną i pogardzaną, wrogiem. Szybko mi wyjaśniła, co zrobiłam źle, a ja w to uwierzyłam. Poddałam się i zniknęłam z jej życia i z życia Jacka.
Nawet nie wiem, czy mnie szukał.
To doświadczenie naiwnej, młodziutkiej i pierwszy raz w życiu zakochanej, pchnęło mnie w inne, mniej grzeczne środowisko. Poznawałam świat, miasto, także nocą. Kręciłam się ze starszym od siebie towarzystwem, które zawsze mnie pociągało i tak trafiłam w eter małomiejskiej bohemy, a stąd już wkrótce do „biznesowego” półświatka.
            Któregoś razu, na imprezie w prywatnym pubie jednego z bossów, na którą wprowadził mnie niedawno poznany znajomy, jakiś napakowany i czymś nawalony gość przystawiał się do mnie zdecydowanie niegrzecznie i zdecydowanie chcąc czegoś, czego nie chciałam mu dać. Czułam się brudna i nie na miejscu i to obudziło kocicę, która użyła pazurów. Facet wrzasnął i zamierzał mnie za to ukarać. Zrobił się szum, co zwróciło uwagę innych. W chwili, gdy robiło się naprawdę nieprzyjemnie i groziło mi co najmniej podbite oko, przez gwar i muzykę, w zadymionym dusznym półmroku, usłyszałam gwizd i donośny rozkaz Do nogi!
Faceta zmroziło, jak na rozkaz się uspokoił i zniknął.
Mój wybawca okazał się jego szefem, bardzo atrakcyjnym mężczyzną, choć pewnie mógłby być moim ojcem.
Podziękowałam mu, zamieniliśmy kilka zdawkowych zdań. Pożegnałam się i zamierzałam wyjść. Odprowadził mnie do wyjścia, polecił komuś odstawić mnie bezpiecznie do domu i powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu, że za tydzień po mnie przyjedzie.
I przyjechał. Przyjeżdżał regularnie przez jakiś czas. Imponowało mi to, bo niewątpliwie był bardzo interesującym dojrzałym mężczyzną i potrafi być nie tylko władczy i zasadniczy, ale też delikatny i wrażliwy. Czułam się wyjątkowa, inna, atrakcyjniejsza od moich jeszcze dziecinnych koleżanek.
Gdy byliśmy sami, tulił mnie, wąchał moje włosy, całował i szeptał, że zupełnie nie rozumie co ja z nim wyprawiam.
Wynajął dla mnie mieszkanie w pięknym poniemieckim domu i przychodził prawie co wieczór. Przestaliśmy się razem pokazywać, bo dbał o moją, a raczej o swoją, reputację. Tylko czasem zabierał mnie na „wycieczkę” po lokalach, zawsze w innym mieście. Upierał się, że mam skończyć szkołę i być grzeczną dziewczynką.
Nauczył mnie, od pierwszego kroku, co robi mężczyzna z kobietą, co znajduje  gdy przekroczona zostaje granica wyznaczona skromnymi pocałunkami i nieśmiałymi obmacywankami, których dotychczas doświadczyłam.
Najpierw tylko całował, uczył oddawać pocałunki, dotykał i pieścił wszędzie, oswajał z ciałem kobiety i z ciałem mężczyzny.
Niespiesznie, z nagrodzoną cierpliwością, rozbudził we mnie pożądanie i pokazał mi, że jestem go głodna, że pragnę więcej.
Dawał mi spełnienie dotykając palcem mojego czułego miejsca i patrząc na moje zatracenie szeptał Co Ty ze mną robisz maleńka… Potem szedł do łazienki, by rozładować napięcie. Gdy nie zdążył mi zakazać, dotykałam jego krocza, ugniatałam je patrząc mu w oczy, a po chwili spodnie stawały się mokre.
To ja ponaglałam, żeby mnie wreszcie rozdziewiczył.
Przekraczałam kolejne bariery dziewczęcego wstydu, uczyłam się dawać i brać rozkosz, jak prawdziwa kobieta.
Uwielbiał moje piersi i usta. Do całowania i nie tylko.
Kiedy dosiadałam go, chwytał mnie za biodra, a ja podnosiłam ręce splatając dłonie za głową. Patrzyłam mu głęboko w oczy i szeptem mówiłam co czuję, albo co chcę żeby mi zrobił, albo jaki jest teraz we mnie. Kazał mi przestać, zamknąć się, bo tracił kontrolę nad sobą. Nie przestawałam i jeszcze namiętniej wygadywałam świństwa.
To go doprowadzało na skraj szczytu, a jeśli chciał przedłużyć zabawę, musiał mi zamknąć usta, albo wyswobodzić się spode mnie.
Robiłam z nim wszystko, co chciał. Z naturalną swobodą przybierałam każdą pozę i oddawałam mu się w każdej wymyślonej pozycji.
Czasami czekałam na niego przy drzwiach naga, patrząc zamglonym namiętnie wzrokiem, szperając palcem między zaciśniętymi udami, oddychając zapowiedzią orgazmu. Ledwie drzwi się zamknęły, a już zsuwałam jego spodnie i lądowaliśmy byle jak na fotelu albo na podłodze, lub na blacie w kuchni. Wchodził we mnie, a ja już w tym momencie krzyczałam docierając na szczyt, gdzie już po chwili do mnie dołączał. Mieliśmy później więcej cierpliwości do dawania sobie radości zanim nastąpi zaspokojenie.
Byłam szczęśliwa, prawie spełniona. Czy byłam zakochana? Nie wiem.
W chwilach radości pewnie tak, a w chwilach smutku, tęskniłam do czegoś, do kogoś. Innego.
            Ukrywał mnie przed swoją sforą. Nie chciał, żebym się z nimi zdawała, chronił mnie przed brudem życia.
Pewnego razu musiał nagle wyjechać, a byliśmy umówieni. Uprzedził mnie, że przyśle jednego z chłopaków. Gdy zobaczyłam kto przyszedł, omal nie zemdlałam. On też.
Minęły trzy lata. Jacek był jeszcze przystojniejszy, niż zapamiętałam.
Nie zapomniałam jego cudownych błyszczących oczu. Teraz, jak dawniej, gdy patrzył w moje, zrobiły się głębokie i miękkie jednocześnie. Przywitaliśmy się jak zwykli znajomi, którzy nie widzieli się jakiś czas, choć byłam lekko zmieszana i zawstydzona tym, co mógł o mnie pomyśleć. Cizia szefa?
Tak przecież było.
Stopniowo przełamaliśmy bariery. Rozumieliśmy się idealnie. Obnażaliśmy przed sobą dusze, flirtowaliśmy ze sobą, trzymając na wodzy potrzebę zbliżenia cielesnego, od której niekiedy aż wrzało. Oboje szukaliśmy pretekstów do nawet króciutkiego spotkania. Marzyłam o Jacku kochając się z K i marzyłam o nim śniąc.
Wreszcie stało się to, co nieuniknione.
Jacek przyszedł w zastępstwie K, kiedy ten wyjechał na kilka dni. Tylko jemu wolno było mnie odwiedzać.
Od słowa do słowa, od spojrzenia do prawdziwego zauroczenia, od gestu do dotyku, od uśmiechu do pocałunku. A po pocałunku, lawiną ruszyła niczym nie pohamowana już żądza. Kochaliśmy się tak, jakbyśmy chcieli w jednej sekundzie nadrobić trzy stracone lata i jakbyśmy wierzyli, że to będzie tylko ten jedyny raz.
Tak sobie obiecaliśmy, ale oczywiście, wbrew temu, każde z nas czekało z utęsknieniem na kolejny wyjazd K i szukało pretekstu do porozumiewawczych spojrzeń. Przychodził w dzień, gdy urywałam się ze szkoły, lub nocą, gdy tęskniłam aż do granic obłędu. Zawsze gdy nie było K.
Kochaliśmy się każdą cząstką ciała i całą duszą, zatracając jedną w drugiej.
Nie musieliśmy uprawiać erotycznej gimnastyki. Wystarczyło, że we mnie był, przytulałam się do niego, chłonęłam jego ciepło, jego zapach, delikatnie się na nim poruszając, a myśli odpływały razem ze świadomością chwili. Wkraczaliśmy w inny wymiar i dawaliśmy sobie szczęście, spełnienie, już po chwili nadal głodni siebie.
Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, szczególnie głośne, gdy byłam z K i prawie zupełnie milczące, gdy patrzyłam w oczy, jakby w serce Jacka.
            Tego dnia K wyjechał i nie minął nawet kwadrans od pożegnania, jeszcze miałam na sobie jego zapach, gdy pojawił się Jacek. To miał być nasz ostatni raz, tak postanowiliśmy. Żadne z nas nie chciało krzywdzić K, oboje go na swój sposób kochaliśmy i dużo mu zawdzięczaliśmy.
Całując się, rozbieraliśmy się powoli, z namaszczeniem, celebrując pożegnalne zespolenie dwojga istot, które nie mogą być razem i nie mogą bez siebie istnieć.
Nawet nie słyszałam klucza w zamku. Wszedł K, którego miało nie być i zastał nas w całkiem niedwuznacznej sytuacji.
To już koniec. Utknęłam w martwym punkcie i nie wiem jak ruszyć dalej.

3.
Jacek

Pamiętam ten uśmiech w błękitnych oczach. Tylko tyle i aż tyle.
Wiedziałem, że K ma ukrytą dziewczynę, której nie pozwalał nikomu ruszyć i w towarzystwie aż huczało od domysłów.
Kiedy mnie do niej wysłał po raz pierwszy, to był niezły dowód zaufania.
Zobaczyłem Ją i zauważyłem konsternację na miłej twarzy, nie rozumiejąc w pierwszej chwili o co chodzi. Dopiero ten uśmiech rozjaśnił mi w głowie i przypomniał osobę, którą kiedyś znałem, polubiłem i w której może nawet trochę byłem zadurzony.
Nie wracając do starej historii, poznawałem Ją od nowa i cóż, znowu się zadurzyłem.
Źle, nie powinienem do tego dopuścić ze względu na K i ze względu na Nią.
Stało się jednak. Wyrosło to, co kiedyś tylko zakiełkowało.
Nie mogłem przestać o Niej myśleć, nawet gdy napominałem się, że przecież jest zajęta, na dodatek przez faceta, którego naprawdę szanuję i który jest mi jak rodzina. Oszukiwałem się, że będziemy tylko przyjaciółmi, że będziemy się wspierać i jak przyjaciele poznawać się nawzajem, powierzać sobie siebie platonicznie.
Naiwny filozof.
Kiedy zorientowałem się, że Jej pragnę nie do wytrzymania, próbowałem wymóc na K, żeby mnie gdzieś wysłał, byle dalej od Niej. On jednak uznał to za absolutnie niemożliwe, bo tylko do mnie miał zaufanie i musiałem przypilnować interesu, gdy wybywał.
Próbowałem zatracać się w innych kobietach, ale wszystkie były dla mnie tylko rozrywką. Nie mogłem się zbliżyć, obnażyć, pokazać że czuję i co czuję. Nawet gdy usiłowałem z którąś złapać wspólny język, nie udawało się to całkowicie.
Wystarczyło, żebym choć przelotnie wychwycił spojrzenie Marty, odwzajemnił je choćby przez ulotną chwilkę, a czułem, że otwieram się, że Ona już wszystko wie.
Kontakt z nią nie wymagał nawet słów. Kiedy była, czułem się uskrzydlony. Dobijała mnie jednocześnie myśl, że nie mogę Jej mieć. Żeby przetrwać, musiałem to zaakceptować i musiałem się wciąż kontrolować.
            Gdy K wyjechał na dłużej, pozostawiając mi nad Nią opiekę, przychodziłem co dziennie.
Jest cudownie otwarta na wszystko, nie buduje żadnych barier, nic jej nie tamuje, o wszystkim można z nią mówić szczerze i bezbłędnie wyłapuje fałsz. Czuję przy tym, że wciąż nic o Niej nie wiem, zaskakuje bezustannie. Intryguje i mam przeczucie, że to istotą, której tak naprawdę nie mógłbym mieć tylko dla siebie, zawsze jakąś cząstką będzie się wymykać, wiecznie czegoś poszukiwać. Być może właśnie to w Niej pociągnęło i usidliło K.
Tak dobrze i swobodnie się z Nią czułem, że nie włożyłem wystarczającego wysiłku w tę samokontrolę.
Między nami aż iskrzyło, powietrze przesycone było erotyzmem. Oboje wiedzieliśmy, że wystarczy tylko drobna propozycja, a drugie bez wątpienia się zgodzi.
Nie trzeba było nawet propozycji. Stało się samo. Spojrzenie nieco dłuższe i głębsze, niż dozwolone, przyciągnęło jej usta do moich. Nie było już mowy o kontrolowaniu czegokolwiek. Już po chwili tuliłem Ją i całowałem zachłannie. Wnikałem w Jej ciało, jakbym wchodził w Nią całym sobą. Pieściłem każdy Jej skrawek, celebrowałem najczulsze Jej miejsca, a ona oddawała pieszczoty, doprowadzając mnie do ekstazy.
Seks z nią. To jest właśnie to, na co czekałem od zawsze, nie wiedząc o tym.
Jej ponętne ciało pasuje idealnie do mojego, smakuje najsmaczniej na świecie, pachnie prawdziwym szczęściem. Seks z nią, to jak wymiana części mnie na część Jej. To jak zaspokojenie głodu, który powraca natychmiast, gdy Jej nie ma przy mnie.
Jak mogłem się temu oprzeć, nie mogłem. Żaden facet na moim miejscu nie mógłby.
            Kiedy K nas przyłapał, to ja poczułem uderzenie w serce, choć to ja go zdradziłem. Bardziej niż Ona.
Miałem się Nią opiekować, a więc także uchronić przed skrzywdzeniem K.
Chciałem uciec, zniknąć, zabierając Ją ze sobą, nie zważając na to, że nie miałem żadnych szans w konfrontacji z nim.
Ale mi nie pozwolił. Zmusił nas oboje do poddania się karze.
Kochała się z nim. Kochała naprawdę. Nie oddała mu tylko ciała bez satysfakcji. Widziałem uczucia. Ją z K.
Oddawała mu część siebie, tak jak mnie?
Nie piszę się na taki układ, nie dam rady.
Muszę zniknąć. Znikam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz